Accabadora

Używały specjalnego młotka. Można takie znaleźć w muzeach etnograficznych Sardynii. W jednych z filmów dokumentalnych szef muzeum pokazał czarny worek, z którego wyciągnął ów młotek. Zjawiały się w nocy, wszystkie drzwi domostwa były dla nich otwarte. Szły prosto do pokoju umierającego. Wszelkie święte obrazy i figury świętych były odwracane, albo wynoszone z pokoju. Usuwano szkaplerze i różańce. Czasem młotek nie był używany, wystarczyła poduszka. Po dokonaniu zabójstwa były odwożone do domu przez członka rodziny. Wracały do swojego życia w społeczeństwie. Były traktowane z szacunkiem, ale również bojaźnią i strachem. Naukowcy i etnolodzy omijali ten temat, lekceważyli i zakłamywali. Uważali, że istnienie accabadoras deprecjonuje i szkaluje Sardyńczyków. Lepiej o tym nie mówmy, cicho sza.

Kim były?

Antonagelo Liori, w książce „Demoni, miti e riti magici della Sardegna” cytuje ciekawą wypowiedź kobiety, która zetknęła się z działalnością accabadory. „M. M. P. ur. w 1909, zm. w 1989) opowiadała nam, że kiedy była dzieckiem, zawołano do domu accabadorę do starego wujka, który straszliwie cierpiał z powodu okrutnej choroby. „Krzyczał nocami i dniami” mówi M. M. P. „Przeżywał śmiertelne męki i nic nie dało się zrobić. Sama słyszałam, jak modlił się o zawołanie accabadory, żeby go uwolniła z tej udręki. A więc zawołano pewną staruszkę, mieszkającą w naszym okręgu i ona dopełniła obowiązku. Moja matka dała jej dwie paczki kawy, dwie torebki cukru, miarkę mąki i spory kawał słoniny. Ludzie pamiętali o niej, kiedy zabijali świnię, albo w święta zmarłych, kiedy piekło się chleb dla biednych, albo kiedy pasterze schodzili z połonin i dzielili się mlekiem z biednymi i z przyjaciółmi. No i wtedy accabadora dostawała te wszystkie prezenty, za jej służbę. Ale nikt jej nie lubił i dzieci bały się wejść do jej domu i nie chciały jej spotykać na ulicy. Mówiono o nich, że są trochę cogas (czarownice) i były złe od urodzenia. Nikt ich nie kochał.”

Liori wspomina również przysłowia, które z biegiem czasu zmieniły znaczenie. W sardyjskim „Cando benia est s’ora, benit s’accabadora», czyli, „kiedy przyjdzie godzina, przyjdzie accabadora”. Potem przysłowie zmieniło się na „Kiedy nadejdzie godzina, przyjdzie śmierć”.

Nazwa „accabadora” pochodzi od czasownika „accabare” kończyć, finalizować, kłaść kres. :

Na You Tube można znaleźć historię opisywaną przez naoczną świadkinię, starszą kobietę, Paolinę Concas „Ho visto agire S Accabadora” („Widziałam accabadorę w akcji”). https://www.youtube.com/watch?v=z7Nh6qkEh9M&t=5s

Pani Concas (90 lat) opowiada, że po udzieleniu sakramentów przez księdza z pokoju umierającej w miejscowości Seulo wyniesiono wszystkie święte obrazy i różaniec. Accabadora miała pod fartuchem młotek i zadała tylko jeden cios w potylicę chorej. P. C. używa lokalnej nazwy młotka „jualeddu”. To był jedyny raz w roku 1940 kiedy widziała accabadorę w akcji, wszystko odbyło się niezwykle szybko. Opowiadająca przypomina sobie o podobnej historii w Campidano. Co więcej, na pytanie, czy takie rzeczy zdarzają się jeszcze w Seulo odpowiada, że prawdopodobnie tak. Wywiad był przeprowadzony w 2008 roku.

Kolejny dokument na You Tube pt. „S Accabadora: La Dama Sarda della dolce Morte fra Mito e Realtà” (Accabadora: Dama sardyjska słodkiej śmierci, między mitem a rzeczywistością)

W muzeum etnograficznym w Galluras przechowywany jest do dzisiaj młotek accabadory, pracownik muzeum opowiada o rytuale towarzyszącym eutanazji.

W 2018 roku powstał film fabularny „L Accabadora”, którego trailer można zobaczyć na You Tube https://www.youtube.com/watch?v=3er6ETu5Abw

W 2009 ukazała się powieść Micheli Murgi „Accabadora” w wydawnictwie Italiana Einaudi. Historia rozgrywa się w Sardynii, w latach pięćdziesiątych zeszłego wieku, mała Maria Listru zostaje oddana do adopcji wdowie Bonaria. Odkrywa tajemnicę wdowy i krawcowej dopiero kilkanaście lat póżniej…Powieść Murgi została przetłumaczona na angielski i niemiecki.

Na portalu accademiasarda.it można prześledzić ciekawą dyskusję między Italo Bussa autorem książki „Wymyślona Accabadora, demontaż mitu” i prof. Massimo Pittau, zmarłym w 2019 roku specjalistą od języka etruskiego i sardyjskiego oraz kultury nuragijskiej.

Bussa podtrzymuje tezę, że zabójstwo przez accabadorę istniało jedynie w sferze symboliczno-magicznej i że nie ma dowodów na faktyczne popełnianie zbrodni. W antycznych źródłach nie można znaleźć na ten temat informacji, panuje w nich „totalna cisza” (silenzio totale). Massimo Pittau wyjaśnia, że owo milczenie było zrozumiałe, ponieważ cała rodzina chorego doskonale zdawała sobie sprawę z popełniania okrutnego przestępstwa i starała się wszelkimi środkami o zachowanie tajemnicy przed obcymi. Czasem też przed dalszymi krewnymi. Wspomina również, że opublikował w swojej książce o historii Nuragów fotografię młotka, typowego dla Etrusków. Ów młotek był często przedstawiany z figurami piekielnych etruskich demonów, jako instrument śmierci. W swoich pracach przedstawiał często mocne związki między Nuragami i Etruskami. Przywołuje pewien ciekawy etruski artefakt z Peruggi: lustro, na którym wyryta jest scena z czterema mitologicznymi postaciami Atalantą, Meleagro, Atropo i Turanem. Atropo, znana po grecku jako „nieugięta” była jedną z Parek i to właśnie tą, która przecinała nić życia, która decydowała o czasie śmierci człowieka. Właśnie w owym przedstawieniu na etruskim lustrze Atropo trzyma w ręce niewielki młotek, dokładnie tak jak miały go trzymać sardyjskie accabadory!

“La polemica tra il prof. Massimo Pittau e Italo Bussa sul libro l’Accabadora immaginaria, una rottamazione del mito” di Italo Bussa na stronie https://www.accademiasarda.it/2018/06/la-polemica-tra-il-prof-massimo-pittau-e-italo-bussa-sul-libro-laccabadora-immaginaria-una-rottamazione-del-mito-di-italo-bussa

A z kolei Chiara Dolce, która napisała o accabadoras w swojej pracy „La donna del capezzale. Storia e antropologia dell’accabadura.” twierdzi, że opowiada się historie, mające na celu wzbudzić zainteresowanie turystów, które stają się podstawą do pisania różnych powieści i stają się argumentem do zaakceptowania eutanazji.

Dyskusje będą jeszcze długo prowadzone. Również dyskusje o roli kościoła, o jego milczeniu, czy niewiedzy. Świadkowie powoli wymierają. Czy postać acccabadory jest faktem czy mitem?

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , | Dodaj komentarz

Domus de Janas

Zdrowo się naprzeklinałam przy wspinaczkach po kamienistych, sardyńskich ścieżkach do wykutych w skałach jaskiń-nekropolii. Wyobrażałam sobie procesje żałobników, potykających się o kamienie kilka tysięcy lat temu, niosących zwłoki do miejsca spoczynku. Na Sardynii jest około 2500 Domus de Janas. Prawdopodobnie wiele jeszcze jest nieodkrytych. Powstawały od 6000 lat temu, w kulturze Ozieri do epoki nuragijskiej, czyli do mniej więcej 1800 p.n.e. Różnią się od siebie, niektóre mają jedynie parę komnat, inne są rozbudowane i tworzą małe osiedla z 40 grobami. Jedne są bogato dekorowane spiralami i symbolami byczych rogów, inne są skromne. Główne nekropolie są przeważnie zbudowane według wspólnego schematu, długie korytarze prowadzą do owalnego pokoju ceremonii, na ścianie naprzeciwko znajdują się tzw. ślepe drzwi, z prawej i lewej strony są wejścia do kolejnych pomieszczeń z kamiennymi ławami i niszami. Naukowcy do dzisiaj nie są pewni, czy zmarli byli składani w środku, czy zostawiani przed wejściem i poddawani procesowi dekarnacji (ręcznie lub przez ptaki) i dopiero po niej szkielety były wnoszone do środka

Kim były Janas?

Etymologia „Janas” jest bogata, ale nie jednoznaczna. Nekropolie były również nazywane Domus de Fadas (fates), czyli „domami wróżek”. Antonangelo Liori, autor książki o demonach, mitach i magicznych rytuałach Sardynii ostrzega przed mieszaniem wróżek z „janas”, według niego są to byty odrębne. Claudia Zedda nazywa jednak Janas sardyńskimi wróżkami. Każdy region Sardynii ma swoje legendy o nich, opowiadają one o Janas jako pięknych, małych paniach, ubranych w czerwone suknie. Noszą kwieciste chusty, trzymają złote wrzeciona. Śpią w dzień, a w nocy przędą złote nici. W ich pieczarach schowane są skarby. Nagradzają dobrych ludzi a chciwych okrutnie karzą. Jeszcze inne legendy opowiadają o Janas piorących nocą ubrania. Im więcej czytam o Janas tym bardziej widzę podobieństwa z alpejskimi białymi paniami czy mitycznymi, bretońskimi „praczkami”.  Panie chroniące skarby w grotach to popularny topos mitologiczny w Europie. „Skarb” to nie złoto i drogie kamienie, ale symbol wiedzy, mądrości, władzy nad światem i życiem. Przędzenie nici oznacza, że decydowały o życiu i śmierci ludzi, podobnie jak inne przędzące boginie w europejskiej mitologii. Na ogół Janas są dobrotliwe, ale zdarzają się również okrutne, zwane Mala Jana (zła Jana) czy Margiana. Określenie Margiana jest zbliżone do sardyńskiej nazwy wilków „margiani” i jest obecne w toponimii sardyńskiej.

Naukowcy wywodzą ich imię od Diany, rzymskiej bogini. Ten trop jest możliwy, ale niepełny.  Czyżby Domus de Janas otrzymały nazwę dopiero w okresie rzymskich wpływów na wyspie? A może imię Diany ma starszą tradycję w Europie? Inne warianty jej imienia to Iana, Deana i Diviana. Wielu naukowców wiąże imię z indogermańskim korzeniem *dei oznaczającym «świecić, błyszczeć”. Z niego miały wykształcić się nazwy bogów jak Dios, póżniej Zeus oraz Deus. W wielu językach i dialektach określenie „czarownica” miało pochodzić od imienia „Diana”, „jana” w starotoskańskim i sardyńskim, „janára” w staroprowansalskim, „gene” w starofrancuskim. W pamfletach i kazaniach księży w Europie imię Diana było jednoznaczne z diabłem. 

Mam wrażenie, że „janas” może mieć jeszcze jedno wytłumaczenie. Ale o tym za chwilę. Na fotografiach powyżej figurki z okresu Ozieri (Muzeum w Cagliari)

Tajemnicze drzwi

Mnie najbardziej zainteresowały ślepe drzwi w nekropoliach. Nie były wynalazkiem grupy Ozieri, malowano je, czy rzeźbiono już w grobowcach w starym Egipcie oraz w czasach Etrusków. Egipcjanie odziedziczyli tę tradycję po Mezopotamii, w której rzeźbione drzwi do nikąd, były popularnym elementem architektury grobowcowej i domowej. Były szczególnie popularne w okresie Pierwszej i Drugiej Dynastii ok. 3000 lat p.n.e.

Były magicznymi drzwiami do Innego Świata. Egipcjanie wierzyli, że dusze zamieniają się w ptaki z ludzką głową „Ba” i odfruwają przez te drzwi w zaświaty. Szamani wszystkich narodów przekraczali granice między światem żywych i światem martwych, podróżując w stanie transu, przechodząc przez ściany, lub unosząc się do nieba. Drzwi były granicą między jasnością i ciemnością, życiem i śmiercią. Za podobne miejsca przejścia między światami były uważane również wyspy, jeziora czy źródła. W pewne dni granice między tymi dwoma światami znikały i zmarli odwiedzali żywych. Wtedy witano ich pożywieniem, napitkami i pieśniami. W Sardynii zwyczaj biesiadowania w Domus de Janas zachował się bardzo długo. Czytając o zwyczajach sardyńskich, o dzieciach, które biegają po domach przy Święcie Zmarłych, recytując wiersze i zbierając słodycze zastanawia mnie zaciekłość wrogów Halloween. Nie mają pojęcia, że podobne obyczaje były od tysiącleci praktykowane również w Europie.

W starożytnym Rzymie, w każdym domostwie znajdowały się „drzwi zmarłego”, „la porta del morto” obok drzwi wejściowych. Były zamurowane i wąskie, prowadził do nich wysoki stopień. W przypadku śmierci domownika przebijano te drzwi i wynoszono przez nie zmarłego na zewnątrz, następnie zamurowywano je.

W „Domus de Janas” znaleziono wiele figurek bogiń z kultur Ozieri i Bonuighinu. Naukowcy są zgodni co do tego, że przedstawiały postać Dea Madre. Jej partnerem, jak w reszcie kultur Basenu Śródziemnomorskiego był byk, jego rogi były obecne wszędzie, na ceramice, na ścianach, na menhirach. Owalne, kamienne domy były budowane na otwartym, nieogrodzonym terenie, blisko miejsc kultu. Pokojowy charakter tych społeczności zmienia się gwałtownie wraz z epoką brązu i kulturą nuragijską, w której dominują wieże i warownie, budynki o wyraźnie obronnym charakterze. Popularnym motywem w sztuce staje się przedstawienie wojownika.  

Szkielety składane były w grotach nekropolii w pozycji embrionalnej, ściany i szkielety był pokryte pigmentem czerwonej ochry. Zmarły wracał w ten sposób symbolicznie do łona pramatki. Przez drzwi, będące jej waginą. Po łacinie drzwi nazywają się „ianua”, w sardyńskim „janna”. Ta Janua Coeli, Brama Niebios, rozpowszechniona przez chrześcijaństwo, pochodzi od Bramy Juno (Uni albo yoni). Juno jako personifikacja drzwi ma dwie twarze patrzące w przeciwne kierunki, na zewnętrzną bramę urodzin i przeciwną bramę prowadzącą do śmierci. Podczas jej święta w styczniu zwracano się do niej per Antevorta i Postvorta, czyli bogini patrzącej wprzód i wstecz. W procesie patriarchalizowania rzymskiego panteonu dodano jej towarzysza Janusa z dwoma twarzami, który potem zawładnął całą symboliką bogini, jako bóg wszystkich źródeł, początków i końców, wyjść i wejść, drzwi i bram. Stał się ojcem innych bogów. Miał być również wynalazcą rolnictwa i pośrednikiem między ludźmi i bogami. Oszałamiająca kariera. Jeszcze później pojawił się Piotr, z kluczami do tej bramy niebios. Te klucze wcześniej miały boginie! Chrześcijańska wersja „janua coeli” przedstawiała po jednej stronie raj, po drugiej stronie piekło. Ta „zła”, „śmiertelna” strona janua coeli została przez chrześcijańskich teoretyków nazwana „januą diaboli”, czyli bramą, przez którą wkracza diabeł. I logicznie, ojcowie Kościoła używali tego określenia na kobietę. Kobiety do dzisiaj, są bramami diabła w kościele katolickim.

Imię Diany ma bogatą tradycję, Diana, Dana, Ana jest obecna w Europie od czasów neolitycznych, również w toponymii. Całkiem możliwe, że jej imię zostało nadane drzwiom prowadzącym z naszego świata do Zaświatów. Z biegiem czasu jej tradycja została zapomniana, zakłamana. Zamieniła się w legendach w grupę wróżek, dziwnych skrzatów, duchów. W ikonografii kościelnej brama jest stylizowana na mandorlę z Marią. Echo neolitycznych drzwi, echo pierwotnego symbolu waginy. Bardzo tu pasuje trafny slogan z wyszywanek ATAKAMAKATA, który znalazłam na facebooku „Na początku była szczelina, nie bóg ojciec a matka wagina”.

Bibliografia 

https://www.oltremagazine.com/site/etruschi-porta-morto.html

Il ricettario delle janas

Liori Antonangelo, Demoni, miti e riti magici della Sardegna, Newton Compton, 1992

Melis Paolo, Prehistoric Sardinia, Carlo Delfino, Sassari, 2018

Nicoletti, Fabrizio Manca, Il culto delle acque in Sardegna. Miti, riti, simboli, ISKRA, 2012

Opublikowano BLOG | Otagowano , , , | 1 komentarz

Orgazm waginalny jest mitem, punkt G również

Neue Zürcher Zeitung am Sonntag

Nawet lekarze wiedzą mało o kobiecej seksualności, mówi biolog z Bazylei Daniel Haag-Wackernagel. I udziela krótkiej lekcji uświadamiającej.

Andreas Frey (19.06.2021)

NZZ am Sonntag: Jeżeli mówimy dzisiaj o kobiecych genitaliach to czy określenie „wulwa” jest prawidłowe?

D. H. W.: Jak najbardziej. Zewnętrzne żeńskie genitalia nazywamy wulwą. Często myli się wulwę z waginą, która jest wewnętrznym organem. 

Niełatwo przychodzi mi używanie tych terminów. Czy jestem pruderyjny?

Mówimy często o sromie, mając na myśli zewnętrzne genitalia. Wulwa to postęp. A kiedy się w ogóle o tym nie mówi, to obarcza się to pojęcie wstydem. Ten temat, w przeciwieństwie do penisa, pozostaje tabu. Ja jestem przyzwyczajony do mówienia o tym codziennie, więc nie stanowi to dla mnie problemu. Na początku było inaczej. Kiedy mnie pytano, czym się naukowo zajmuję, następowała ostrożna reakcja „acha”. Potem robiło się cicho i ludzie zmieniali szybko temat.

Brak zainteresowania?

Na pewno nie. Wulwa należy ciągle jeszcze do najbardziej tabuizowanych części ciała. Ale jeżeli brakuje określeń, nic się nie zmieni i problemy pozostaną nierozwiązane.Kiedy mali chłopcy trzymają penis w rece, to jest w porządku. Kiedy dziewczynki próbują dotykać wulwy, wtedy często słyszą: „zostaw to!”.To obarczanie wstydem zaczyna się już u małych dzieci. Matki używają o wiele więcej określeń na penis niż na wulwę, kiedy przewijają i pielęgnują niemowlęta. Dla dziewczynek nie ma prawie żadnych nazw. I to powinno się zmienić. Ta „biała plama” na „genitalnej mapie” może w pewnych przypadkach prowadzić do seksualnych dysfunkcji.

Dlaczego wybrał Pan wulwę jako temat Pańskich badań?

Bodźcem do zajęcia się tym tematem były przygotowania do pewnego workshopu cztery lata temu. Zauważyłem, że ilustracje w podręcznikach były błędne, albo zupełnie niewystarczające. Czasami tylko kreska miała symbolizować klitoris. Nie do wiary, tak zwany organ Bulbo-klitoralny, czyli klitoris, jest kompleksem dziewięciocentymetrowym, trudnym do przeoczenia. Pracowałem wtedy w Instytucie Anatomii, na Uniwersytecie w Bazylei, poszedłem więc do biblioteki aby zbadać sprawę. Przypadkowo natknąłem się na książkę o „Męskich i żeńskich organach ludzkiej rozkoszy” niemieckiego anatoma Georga Ludwiga Kobelta. Zobaczyłem tam tak dokładne przedstawienia jakich do tej pory nie widziałem. Byłem zachwycony jakością owych badań. Niech pan sobie wyobrazi, ta książka ukazała się w roku 1844. Zdecydowałem się wtedy zająć się badaniem tego tematu.

W połowie dziewiętnastego wieku wiedziano więcej niż dzisiaj?

W pewnym sensie tak. Zadziwiające jest to, że ta wiedza jest tak stara. Z biegiem czasu, na przełomie wieku została zapomniana.

Stosowano cenzurę?

Przede wszystkim w wiktoriańskiej Anglii wytoczono wojnę kobiecej seksualności. Na przykładzie podstawowej pracy „Anatomii Graya” można udowodnić, że coraz rzadziej przedstawiano narządy płciowe: nawet anatomia nie jest neutralną nauką. Po I Wojnie Światowej usunięto wspaniałe rysunki wcześniejszych niemieckich anatomów z francuskiego atlasu anatomicznego. Cały układ narządowy zniknął, zamiast tego pojawiły się pojęcia wrogie kobietom. William Acton, badacz seksuologii stwierdził w 1865 roku: „Dom, dziecko oraz praca domowa to jedyne namiętności kobiety”. Podczas gdy klitoris jako organ jak i kobiece pożądanie zostało uznane za nieważne, akceptowano w pewnym stopniu męskie, ponieważ ejakulacja mężczyzny była konieczna do płodzenia dzieci.

Czy przedtem było inaczej?

Przedtem panowało wyobrażenie, że kobieta również wydzielała nasienie, które łączyło się z męskim. Do wyprodukowania owego ejakulatu konieczne było kobiece podniecenie. Z tego powodu gwałciciele nie zostawali skazywani, jeżeli kobieta zachodziła w ciążę po gwałcie, widocznie miała na stosunek ochotę.  Odkrycie, że męska sperma wystarcza do zapłodnienia, było względnie nowe i przyczyniło się do zniknięcia klitoris z podręczników. Penis był natomiast nadal pokazywany w całej swojej okazałości.

Czy miało to wpływ na światopogląd?

Kobieca żądza została unicestwiona, kobiecie odebrano seksualność: wszystko robiła tylko dla niego. Kiedy coś takiego słyszę to dostaję amoku. Następstwa tego były olbrzymie. Wiedza o klitoris jest do tej pory niepełna. Pewne amerykańskie badanie z 2005 roku wykazało, że jedna trzecia studentek nie umiała wskazać klitoris na rysunku podbrzusza. Pokolenia naszych matek i babć miały jeszcze gorsze pojęcie, znały tylko to wstydliwe „tam na dole”. Musiały nagiąć swoją seksualność do niezwykle represyjnego systemu, o problemach nie mówiło się.

To, że laicy mają z tym problemy jest zrozumiałe. Czy profesjonaliści są lepiej poinformowani?

Niestety nie. Nawet ginekolodzy znają jedynie kilka z 19 układów Bulbo-klitoralnego organu. Szczególnie niepokojące są niepełne przedstawienia w szkolnych podręcznikach uświadamiających, jak i w podstawowych pracach biologicznych, takich jak „Purves”. Tam klitoris jest przedstawiana jako niewielki robaczek. Nawet w najnowszym wydaniu „Anatomii Greya” rysunki są poniżej poziomu Kobelta.

Pan sporządził własne modele wulwy i klitoris, drobiazgowo przedstawionych. Ma Pan nadzieję, że coś się przez to zmieni?

Widzę, że coś się zmienia. Jestem w kontakcie z ginekologami, urologami i nauczycielami, którzy interesują się tym tematem. Jestem przekonany, że za parę lat każdy dobry atlas anatomiczny będzie miał dokładne ilustracje. To nie do wiary, że wasza niedzielna gazeta uświadamia więcej przez naszą rozmowę niż specjalistyczne podręczniki. W innych dziedzinach medycyny wygląda to lepiej, stan wiedzy jest na wyższym poziomie. Nowe pokolenie kobiet nie ma ochoty tego dalej akceptować.

Co Pan przez to rozumie?

Młode kobiety, nie tylko feministki, odkrywają klitoris, urządzają wulwa parties. To, że wiedza się pogłębia, że uświadomienie następuje, jest głównie ich zasługą. Najwyższy czas. Mówią: Hej, dlaczego nie jesteśmy tak dokładnie przedstawiane jak mężczyźni? W Niemczech 70 procent studentów medycyny stanowią kobiety. Przyszłość profilaktyki zdrowotnej jest w rękach kobiet a wydawcy odważają się publikować prace, w których albo nie ma kobiet, albo ich ciała są niekompletnie pokazywane.

Czego brakuje a co było znane już w połowie dziewiętnastego wieku?

Niewiele osób wie o tym, że kobiety posiadają prostatę i są zdolne do ejakulacji. Ta wydzielina wydostaje się podczas orgazmu przez cewkę moczową. Ten narząd opisał i przedstawił holenderski anatom Rainier de Graaf już w siedemnastym wieku. Wypreparował tkankę ze zwłok i przez rurkę wprowadził powietrze do kanałów prostaty. Był wyjątkowo postępowy jak na swój czas i jako pierwszy zarzucił anatomom brak zainteresowania klitoris. Potem nastąpił regres, albo produkowano jedynie kopie. Cały osiemnasty wiek nie wniósł nic nowego.

Kiedy sytuacja się poprawiła?

W XIX wieku. Wraz z francuskim anatomem Marie-Jean-Pierre Flourens, który wspaniałe i prawidłowo przedstawił klitoris wraz z gruczołem Bartholina i więzadłami podtrzymującymi, co uważam za niezwykle ważne. Ta tkanka łączy klitoris ze spojeniem łonowym i z linea alba, pionowym rozcięgnem usytuowanym poniżej pępka. Niektóre kobiety mogą stymulować klitoris masując brzuch. Dla mnie to ważny dowód, że wszystko jest połączone na wzór pajęczyny, w której wszystkie nici prowadzą do jednego punktu.

Jak można zrozumieć to porównanie?

Żołądż klitoris, znana jako łechtaczka, odczuwa wszystko co się dzieje w owej sieci. Najdelikatniejszy dotyk, czy brzucha, czy okolicy odbytu. To jest fascynujące. Trzeba wziąć pod uwagę cały system a nie tylko anatomiczne szczegóły.

Zawdzięczamy Kobeltowi to podejście?

Częściowo, był pionierem i pierwszym, który opisał naukowo kobiecą erekcję i wszystkie procesy podniecenia. Jego odkrycie, że organy komunikują dożylnie przeszło do nauki pod nazwaniem układu żył Kobelta. On decyduje o tym, że podczas seksualnego podniecenia wszystkie struktury układu jednocześnie nabrzmiewają, od żołądzi klitoris do cewki moczowej i wewnętrzych warg wulwy. Kobelt miał ten przywilej, że mógł badać świeże zwłoki młodych kobiet. Z biegiem czasu cały układ się zapada, z opuszek przedsionka zostaje tylko woreczek z krwią, ledwo widoczny przy sekcji. Również nerwy rozpadają się po kilku minutach. Kobelt mógł dodatkowo udowodnić, że wnętrze waginy jest słabo unerwione. To jest jasne, w innym razie poród byłby nie do zniesienia, gdyby pochwa byłaby wrażliwa. Poza tym seks byłby niezwykle bolesny. Penis naciska na pęcherz do góry, na stronę macicy i rozszerza waginę o połowę długości.

Skąd anatomowie wiedzieli wcześniej, że wagina jest tak niewrażliwa?

Koło 1900 roku pewien niemiecki anatom przeprowadził dosyć dziwaczne eksperymenty, z naszego punktu widzenia, którymi chciał udowodnić słabą wrażliwość waginy na dotyk. Na przykład bez wiedzy pacjentki umieścił w jej waginie śrut zapakowany w watę.

I nic nie zauważyła?

Nie. Wagina jest przewodem pozbawionym czucia, jedynie jej przedsionek jest wyjątkowo wrażliwy. Wnętrze waginy nie ma znaczenia w podnieceniu, brakuje jej zakończeń nerwowych.

Zakończeń nerwowych?

To są zakończenia wyspecjalizowanych komórek nerwowych, które odczuwają najlżejsze dotknięcie jak i nacisk i przemieniają je w sygnały, sygnalizujące w mózgu rozkosz.

Gdzie znajdują się te organy?

Przede wszystkim na żołądzi klitoris, na łechtaczce. W zależności od usytuowania są różnie zbudowane, mają grubsze osłonki, albo żadnych. Są obecne w całej strefie genitaliów, ale również koło odbytu, w sutkach i na wargach. Wszędzie tam, gdzie powstaje podniecenie.  Są jeszcze inne receptory dotyku, które odgrywają rolę w podnieceniu, ale prawdopodobnie nie powodują orgazmu.

A więc, jeżeli wagina nie ma owych zakończeń nerwowych, to nie istnieje waginalny orgazm?

Orgazm waginalny oraz punkt G to mit. Ma powstawać w pochwie, ale do tej pory nie został udowodniony. Absurdalnym jest przypisywanie waginie, jako elastycznemu kanałowi rodnemu, na który działają potężne siły, zdolności do tak wyjątkowych wrażeń.

Dlaczego te mity się tak długo utrzymują?

Ponieważ podtrzymują męską dominację. Jeżeli mężczyzna potrafi tylko dosięgnąć swoim penisem punktu G to ma władzę nad kobiecą rozkoszą. Co oczywiście nie działa, ale mimo tego Google oferuje powyżej 5 miliardów wyników na ten temat. W zależności od pozycji penis może stymulować pośrednio wewnętrzną klitoris. O kobiecym orgazmie decyduje jednak zewnętrzna klitoris, która była tak długo lekceważona.  Zygmunt Freud nazywał łechtaczkowy orgazm infantylnym, jedynie orgazm waginalny miał być dojrzały. Jeszcze gorzej udało się zakończeniom nerwowym, wystarczy wyjąć z regału jakikolwiek współczesny podręcznik – nie znajdziemy ich.

Czy zwierzęta odczuwają rozkosz?

Wszystkie ssaki mają narząd klitoris, ale o tym wiedziano już w XIX wieku. Anatomowie wywnioskowali więc, że zwierzęta odczuwają przyjemność. Zakończenia nerwowe są u krów jak i świnek morskich, ale rozkosz odczuwana przez zwierzęta nie interesuje badaczy do dzisiaj. U świnek morskich klitoris, w odróżnieniu od kobiet, jest wywinięta do wewnątrz, penis stymuluje ją bezpośrednio. Podobnie jest u macior, możemy sobie tę sytuację wyobrazić, kiedy wielki knur, dwa razy cięższy zwala się na nią i pochrząkuje. Jeżeli nie odczułaby w takiej sytuacji pewnej gratyfikacji w formie rozkoszy, to prawdopodobnie nie byłaby gotowa do kopulacji. To jest powód dla rozwoju takich systemów nagród: przyjemność jako motywacja względnie uspokojenie, aby zachować pozytywne nastawienie do roznamiętnionych samców. Że może być miło.

Rozmawiamy o temacie, w którym zbieraliśmy doświadczenia jedynie pośrednio. Ja jestem w średnim wieku, pan, przepraszam, jest starym, białym mężczyzną. Rozumie Pan kiedy kobiety mówią, że to jest wyłącznie ich sprawa?

Tak. Jednakże uważam, że płeć nie powinna odgrywać roli. Uważam to za wysoce problematyczne, kiedy tylko pewni ludzie mogą robić pewne rzeczy, albo wolno im o nich dyskutować. Taka tajemna wiedza, względnie jednostronne oddawanie kompetencji nie rozwija społeczeństwa. Według tej logiki mężczyźni nie powinni być ginekologami a kobiety urolożkam. Dobrze rozumiem, że młode kobiety nie życzą sobie, żeby się wtrącano do ich seksualności, ale uważam, że powinniśmy wspólnie poprawiać stan wiedzy.

Co powinniśmy na przykład wiedzieć lepiej?

Przede wszystkim to, że organy płciowe męskie i żeńskie są podobnie zbudowane i podobnie skomplikowane. Uważam, że nie można odróżnić orgazmu kobiecego od męskiego. W seksualności jest o wiele mniej różnic, niż się o tym sądzi, i bezprzecznie mniej stereotypów. Tym starym baśniom o mężczyźnie, który jest zawsze jurny i zawsze ma ochotę, i o kobiecie, która pozwala się uwieść, właściwie przeciwko jej woli, brakuje oparcia w anatomii i fizjologii. Kobiety mogą odczuwać takie samo pożądanie jak mężczyźni, słyszę to przede wszystkim, od młodszych kobiet, które się cieszą, że w końcu te bajdy przejdą do lamusa. Jednakże w filmach i książkach te stereotypowe wyobrażenia są bez przerwy powielane. A to wpływa na nas.

Może Pan jeszcze oglądać sceny erotyczne bez chwytania się za głowę?

Rzadko. Jeszcze gorsze są sceny w filmach pornograficznych, mogę sobie wyobrazić że kobietom udaje się je wytrzymać tylko przy użyciu lokalnego znieczulenia. To co się wyczynia z tymi kobietami to horror. Młody człowiek to ogląda, próbuje powtórzyć ze swoją dziewczyną i traumatyzuje ją. Przemysł pornograficzny przedstawia błędnie seksualność, to jest niebezpieczne, nie wolno pozwolić na uświadamianie seksualne przez pornografię.

Pożądanie nie daje się wytłumaczyć tylko anatomią, prawda?

Ja przyglądam się temu tematowi z perspektywy biologicznej, ale jest on wysoce złożony i wieloczynnikowy. Aby kobieta odczuła namiętność muszą się pewne rzeczy zgadzać, nastrój, partner. Kobiety są bardziej wymagające, nie mogą mieć orgazmu w sytuacjach stresowych, mężczyźni mogą. Psychologia stanowi tu odrębny, ważny rozdział.

Widzi się Pan w roli uświadamiającego?

Niekoniecznie. Zawsze wyrażałem jasne zdanie o tym, czym się naukowo zajmowałem, nawet jeżeli było to czasem niewygodne.

A w wypadku wulwy?

Jeszcze nie przeżyłem wielkiej wrogości w związku z badaniami nad klitoris. Pewna pani weterynarz powiedziała mi, że powinienem zostawić ten temat kobietom. Wiele poparcia dostaję od rodziny: moja żona i córki były największymi motywatorkami w mojej pracy, syn pomógł mi stworzyć trójwymiarowe modele. Rób tak dalej, powiedzieli. Miałem szczęście, modele odniosły sukces, nie materialny, ale ich siła oddziaływania jest ważna. Niedawno rozmawiałem z pewnym lekarzem, który zapytał: dlaczego robisz model takiego małego guziczka? Wielu mężczyzn ma problemy z seksualnością, jest tyle nieporozumień bo brakuje wiedzy o budowie ciała kobiety, o tym, gdzie znajdują się jej wrażliwe miejsca. To wszystko należy do uświadamiania seksualnego, które mam nadzieję, będzie lepsze. Nauczyciele mówią mi, że dzięki modelom można lepiej wyjaśnić, co gdzie się znajduje i jak funkcjonuje.

Model klitoris Dr. Haaga

Pana adresatami są mężczyźni, czy raczej kobiety?

Obydwie płcie. Nie chcę misjonować, chcę informować. Wiele kobiet cierpi z powodu negatywnych doświadczeń, które je paraliżują podczas stosunku, wielu mężczyzn cierpi, bo nie może dać przyjemności kobiecie, ponieważ czerpali wiedzę jedynie z pornosów. Nie tylko anatomia była długo lekceważona, również kobieca seksualność została zignorowana, albo nawet uciemiężona. Moim celem jest jak najszybsze nadrobienie braków w wiedzy u mężczyzn, żeby mogli lepiej zrozumieć kobiety. Sztuka miłości opiera się na wykształceniu.

Prof. Daniel Haag-Wackernagel

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , , | Dodaj komentarz

Carel van Schaik, Kai Michel, Prawda o Ewie. Wynalezienie nierówności między kobietami i mężczyznami, Rowohlt, Hamburg, grudzień 2020

Biologia i kultura

Kiedy i dlaczego zaczęło się zniewolenie kobiet w ludzkiej historii? Co zadecydowało o tym, większe muskuły mężczyzn, wynalezienie pługa, zrozumienie zasad prokreacji i roli mężczyzny w zapłodnieniu? Przypadek, przeznaczenie, pomyłka? Dziennikarka w szwajcarskiej TV poprosiła Carela van Schaika o krótką odpowiedź. „Krótką?” van Schaik pokręcił głową wybuchając śmiechem, wziął sporą kartkę i namalował na niej długą linię. Linia miała przedstawiać rozwój ludzkiej historii, 2 miliony lat homo erectus wraz z ostatnimi 300 000 latami istnienia homo sapiens. Przez cały ten długi okres płcie istniały w równowadze, w egalitarnych grupach, dopiero na samym końcu linii, w ostatnich 5000 lat następuje załamanie, władza przechodzi w ręce mężczyzn.

Aby zrozumieć ten proces konieczna jest głęboka wiedza o biologii ewolucyjnej, zoologii, antropologii i etologii. Badaczki feministyczne odrzucały przesłanki biologiczne, widząc w nich słusznie, sprytnie zastawione pułapki tłumaczące nierówność między płciami: „kobieta ma macicę, kobieta jest fizycznie słabsza, jej mózg ma mniejszą objętość, itd. Itp.” Według autorów „Prawdy o Ewie” nadszedł najwyższy czas, aby porzucić strach przed biologią. To właśnie niewiedza o niej powoduje, że populistyczne pomysły padają na żyzną glebę. A to zaczyna być niebezpieczne. „Od pewnego czasu antyfeminizm stał się częścią spiskowo-teoretycznych majaków ekstremalnie prawicowych i rasistowskich środowisk: emancypacja ma odbierać kobietom ich „naturalne przeznaczenie”, czyli chęć do rodzenia, aby w ten sposób przyśpieszyć „zagładę białej rasy”. Chętnie usprawiedliwiając nierówność odmienia się przez wszystkie przypadki przymiotnik „naturalny”. Najwyższy czas, twierdzą autorzy, skończyć z przekonaniem, że nierówność może być naturalna i przypominają, że również dzieciobójstwo należy do jak bardziej naturalnych zachowań u prymatów i homo, a jednak jest potępiane w większości kultur.

Biologia pozwala, kultura zabrania! Biologia oferuje nam niezwykle bogate spektrum zachowań i reakcji. To kultura ogranicza je, wybiera jedne, zabrania drugich. Homoseksualizm istnieje, ale to czy będzie akceptowany, czy nie, zależy od kodów kulturowych, kobiety mogą rodzić dzieci, ale nie muszą, biologii jest to całkiem obojętne. Kobieta może być promiskuitywna, albo aseksualna. Kobiety z plemienia !Kung czy Aché mają po kilku mężów i kilkunastu kochanków, skąd się więc wzięła patriarchalna wierność, skąd się wzięło pojęcie monogamii? Pytania nad przyczynami dominacji mężczyzn trapiły badaczki feministyczne od wielu lat. Miały pecha, twierdzą Schaik i Michel, zaczęły zadawać owe pytania zbyt wcześnie. Nauka do XX wieku była zdominowana przez mężczyzn, interesujących się przede wszystkim męskimi tematami. Większość historycznych źródeł była tworzona przez mężczyzn, co więcej, tylko kultury posiadające pismo zasługiwały na uwagę i badanie XIX wiecznych historyków. Wszystkie prace dot. historii kobiet zaczynały się od czasów greckich, lub rzymskich, czasem od chrześcijaństwa. Niestety, owe kultury były patriarchalne.

Dopiero od lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia otwierają się nowe perspektywy dzięki postępom w nauce m.in. prymatologii, archeologii, genetyki, paleobiologii i antropologii. Dzięki nim możemy zrekonstruować struktury społeczne najwcześniejszych ludzi.

Egalitaryzm płciowy i rewolucja agrarna

Im dalej autorzy sięgają w głąb historii człowieka tym większa równość panuje między płciami. Kiedy 2 miliony lat temu niewielkie grupy homo erectus pojawiają się na sawannie, ich życie społeczne jest nacechowane współpracą, umiejętnością dzielenia się oraz zawieraniem przyjaźni. Wspólne wychowywanie dzieci było motorem sukcesu ówczesnych ludzi. Cooperative Breeding! W tym procesie uczestniczyli również mężczyźni. Naukowcy stwierdzili, że wśród prymatów i homo erectus wspólna troska o dzieci powoduje powiększanie się mózgu u potomków. Wśród grup nomadycznych nie było również możliwości ograniczenia przestrzennego, zarówno kobiety jak i mężczyźni poruszali się swobodnie w poszukiwaniu jedzenia.

Zmiana nastąpiła, kiedy zbieraczki i myśliwi zaczęli się osiedlać i rozwijać rolnictwo w młodszej epoce kamienia. Osiadły tryb życia oznaczał pogorszenie zdrowia przez mało urozmaiconą dietę opartą na zbożu, wyniszczające choroby, powodowane przez bliski kontakt ze zwierzętami hodowlanymi. Ciężka praca na polu oraz częstsze porody były zabójcze dla kobiet. Kobiety karmiły niemowlęta krócej, ponieważ mogły odżywiać je dodatkowo papkami z kasz, przez co odstępy między ciążami były coraz krótsze. Mimo pojawienia się chorób zakaźnych i epidemii nastąpiła eksplozja demograficzna. Osiadły tryb życia umożliwił gromadzenie dóbr, pojawiła się własność prywatna, zjawisko nieznane u wcześniejszych pokoleń. Ziemia, bydło i dobra zostały dziedziczone w linii męskiej. Kobiety stawały się niezastąpioną siłą roboczą, zapewniając jednocześnie spadkobierców. Im większa kumulacja bogactwa tym większe niebezpieczeństwo agresji z zewnątrz, tym większa potrzeba ulepszania technik wojennych, wzrost niewolnictwa oraz większa kontrola nad seksualnością kobiet. Coraz młodsze kobiety zostawiały swoje grupy rodzinne i przenosiły się do mężów. Matrylokalność, obecna jeszcze w początkowej fazie rozwoju rolnictwa -ogrodnictwie, została zamieniona na patrylokalność. W praktyce oznaczało to ubezwłasnowolnienie kobiet i przerwanie związków solidarnościowych między nimi. Tym samym zaczęły się kruszyć najmocniejsze filary kobiecej mocy: autonomia seksualna, ekonomiczna niezależność oraz mocna sieć kobiecych wspólnot. Badacze stawiają pytanie: czy Ewa, która była inicjatorką i spiritus movens rewolucji agrarnej wpadła we własną pułapkę?

Z czasem nastąpił wyraźny podział sfery religijnej na męską i kobiecą. Męskie bóstwa wzrastały w siłę, uzurpowały pozycję bogiń, stawały się częścią aparatu państwowego. Dotychczasowi partnerzy bogini, jej synowie, bracia i kochankowie wysuwali się na pierwszy plan, przejmując władzę i atrybuty matek i sióstr. Nastąpił rozłam na religię państwową i oficjalną oraz ludową.

Kryzys męskości, fallocentryzm

Dla Van Schaika i Michela przełomowym punktem w procesie przejmowania władzy przez mężczyzn jest już okres wcześniejszy, czas pierwszych miast neolitu, Catal Hüyük (ok. 7 000 p.n.e.  i Goebekli Tepe (początek ok.10 000 p.n.e.) Goebekli Tepe w południowo-wschodniej Anatolii to wielkie sanktuarium z kamiennymi słupami w formie litery T ustawionymi w kręgi. Na słupach mamy ryciny zwierząt, lisy, węże, lamparty, lwy, gazele, skorpiony, bawole czaszki. Do tego figury męskie z erekcjami. Autorzy zauważają brak kobiecej symboliki. Jedną figurę kobiecą z rozkraczonymi nogami, między którymi wypływa woda uważają za przypadek, za późniejsze i nieudolne grafitti. Sanktuarium jest dla Van Schaika i Michela symbolem fallocentryzmu, demonstrowania męskiej siły i stanowi cezurę do wcześniejszych matrycentrycznych miejsc kultu. Miała to być rekompensata za utratę prestiżu mężczyzn łowców. Życie osiadłe nie przynosiło mężczyznom splendoru, poczucia siły, autorytetu oraz braterstwa. Utraconą pozycję trzeba było nadrabiać w inny sposób, między innymi przez wywyższanie się ponad kobiety. Toksyczna mieszanka potencji, agresji i kultu śmierci oraz logiczna konsekwencja: walka i wojna jako namiastka polowań, gloryfikowanie herosów wojennych. I tu następuje dla mnie zgrzyt w rozumowaniu autorów. Van Schaik i Michel ignorują kobiece figurki z Catal Hüyük, Nie widzą w nich wyobrażenia boskości. Jest to dla mnie niewytłumaczalne, ponieważ figura dostojnej kobiety siedzącej na tronie z dłońmi opartymi na głowach leopardów nie może być niczym innym niż symbolem władczyni. Ten symbol będzie kontynuowany i powielany uparcie w wielu wariantach aż do czasów przedchrześcijańskich. Następnym błędem jest opieranie teorii powstania fallocentryzmu jedynie na części wykopalisk z Goebekli, przypominam, że do tej pory odkopano jedynie jedną piątą sanktuarium. Trochę za wcześnie na wysuwanie wniosków.

Autorzy omijają temat matriarchatów szerokim łukiem. Według nich matriarchatu nie było. Jasne, że matriarchatów jako odwrócenia patriarchatu trudno się doszukać w historii. Jak jednak nazwać społeczeństwa żyjące według innych zasad niż patriarchalne? Społeczeństwa matrylokalne i matrylinearne? Van Schaik i Michel nazywają społeczności powstałe po egalitaryzmie wcześniejszych pokoleń matrixem patriarchalnym. Patrixem. Lekceważą jednak systemy matrixu, które zachowały się jeszcze szczątkowo do dzisiaj. Lekceważą również badaczki matriarchatów, mimo że są wymienione w b. bogatej bibliografii książki.

Grzech Ewy

Dlaczego napiętnowanie Ewy pojawia się już na samym początku Biblii? Jeżeli władza mężczyzn nad kobietami miała być „naturalnym” zjawiskiem, to dlaczego trzeba było grzechu i kary kobiety, żeby usunąć ją z raju i zniewolić wszystkie następne pokolenia? Ewa przejawia inicjatywę, jest odkrywcza, ciekawa, odważna. Adam podąża za nią. Tego nie mógł tolerować zazdrosny Bóg, który uzurpował sobie pierwsze i najważniejsze miejsce w panteonie i nie tolerował konkurencji. A w starym Izraelu konkurencja była liczna, archeolodzy znaleźli w siedliskach ok. 3000 charakterystycznych figurek kobiecych, przedstawiających boginię Asherę. Wiadomo było, że Jahwe miał na początku kariery towarzyszkę. Istniały kulty przodków, demonów, duchów opiekuńczych. I tu natrafiamy na powód ukarania Ewy. Kobiety były grupą najbardziej oddaloną od monoteistycznego Boga, nie były związane z kultem elity państwowej, z wyłącznie męskimi kapłanami zazdrosnego Boga. Ich obrzędowość była niezależna od kultu Jahwe. Tę wolność należało ukrócić, obok zazdrosnego Twórcy nie było miejsca dla innych. Aby nie dopuścić do ich buntu, ponownego sięgnięcia po jabłko wiedzy i komitywy z wężem kobiety musiały znaleźć się pod kontrolą mężczyzn.

Tak więc historia o Adamie i Ewie to przykład tzw. „czarnej pedagogiki”, którą autorzy porównują do dziewiętnastowiecznych umoralniających historyjek dla dzieci, w których niesłuchanie się starszych kończyło się utratą palca, samospaleniem czy śmiercią głodową. Koniec z rytuałami dla przodków, z magią, z czarami, wróżeniem, z całą sferą religijności kobiecej, ważnej również dla mężczyzn, bo była bezpośrednio powiązana z codziennymi troskami i przeżyciami. Ta wiara nie potrzebowała świętych pism ani wielkich świątyń. Monoteizm był kolonizacją, imperialistycznym wtargnięciem w świat wiary. Jahwe zajmuje się sprawami państwowymi, decyduje o polityce, ale jest bezradny w sprawach codziennych. Karze i morduje narody, zsyła na nie plagi, ale nie może nieść pocieszenia jednostce. Zsyła choroby, które są karą za grzechy, ale nie jest w stanie nikogo uzdrowić, nie jest kompetentny w takich obszarach jak śmierć i żałoba, w sprawach kobiecych nie posiada najskromniejszej nawet wiedzy. Mimo wysiłków współczesnych teolożek, które podkreślają jego bezpłciowość, Bóg biblijny jest „natrętnie męski”. Podobnie jak każda zdrada narodu Izraela, jako oblubienicy Pana jest karana jako wystąpienie przeciwko woli Boga, tak każda zdrada kobiety wobec mężczyzny zasługuje na najcięższą karę. Stąd bierze się obsesja patriarchatu związana z seksualnością kobiet, ich wiernością, monogamią i dziewictwem. Dla kobiet oznacza to samotność i izolację.

Tracą swoją duchową ojczyznę i zostają skazane na łaskę i niełaskę religii zdominowanej przez mężczyzn. W najbardziej intymnych momentach są poddane męskiemu bogowi wraz z jego męskimi ekspertami, którzy nie mają zielonego pojęcia co oznacza kobiecość. Kobieca seksualność? Jest traktowana jako zagrożenie. Odtąd męscy kapłani, potem męski kościół czuwają nad zbawieniem duszy kobiet. Kiedy kobiety muszą spowiadać się mężczyznom ze swoich trosk i „grzechów” wtedy kontrola Patrixu osiąga perfekcję.” (s. 420)

Nowy Testament z pokojowym prorokiem przychylnym kobietom osłabia Patrix tylko chwilowo. Ojcowie i propagandyści Kościoła umacniają do dzisiaj negatywny obraz słabej kobiety, posłusznej żądzom cielesnym, intelektualnie podrzędnej mężczyźnie, istoty skłonnej do grzechu, nadającej się jedynie do prokreacji. Czy dzisiejszy wzrost fundamentalistycznych ugrupowań na całym świecie i ich agresywna agitacja na rzecz „naturalnego porządku” świata to realne zagrożenie, czy dowód na przedśmiertne drgawki patriarchatu?

.

Opublikowano Uncategorized | Dodaj komentarz

Wieczny patriarchat?

Kai Michel

Manko nr. 3 Patriarchat jawi się wieczny

Tabu Ewy zakłamuje całkowicie spojrzenie na ludzką historię. Kto zamyka się na głębię ewolucji ogranicza historię ludzkości do czasu zdominowanego przez mężczyzn. Nic dziwnego, że ten złowieszczy patriarchat jawi się jako wieczny i niezmienny. Ale w ten sposób dajemy się nabrać. Ograniczamy nasze spojrzenie na to, co wydaje się być godnym historii, czyli wyłącznie na „wysokie kultury” czy „cywilizacje”, które posiadały pismo, a które były spatriarchalizowane. To ograniczenie jest najgłębszym szowinistycznym podziałem 19. wieku – patriarchalna ideologia par excellence. To było dzieło – i w tym wypadku klisza się zgadza – starych, białych mężczyzn, którzy w ten sposób ideologicznie zabezpieczyli w sporej części rasistowski kolonializm europejskich państw i lekceważyli niepaństwowe odmiany jako „prymitywne” etapy kultury. Ewolucjonizm właśnie. 

Patrząc z tej perspektywy zaczynamy rozumieć z jaką oczywistością, nawet dzisiaj, tematy historii kultury jak: płeć, przemoc, wojna, demokracja, rodzina, moralność czy religia są analizowane, jakby inaczej, od czasów antycznych. Jakby wcześniej nie było ludzi. Te klapki na oczach zasłaniają 99 procent historii ludzkości. To jest wyjątkowo niewybaczalne w przypadku kobiet. Ostatnie 5000 lat był to bowiem okres, w którym władza należała niemal wyłącznie do mężczyzn. Przez ograniczoną perspektywę patriarchat jawi się jako normalność a mizoginizm częścią męskiej Condition humaine. Nic bardziej błędnego.

Przez to, wiele prac na temat historii kobiet, nawet wybitnych i świetnie napisanych, jest deprymującą lekturą. Nawet pięciotomowe dzieło Georgesa Dubys i Michelle Perrots „Historia kobiet” zaczyna się od Greków, inne nawet później, od chrześcijaństwa. Cementują wrażenie, że nie było czasów bez męskiej dominancji i nie dostarczają teorii jak w ogóle mogło do niej dojść.

Wyobrażenie wiecznej władzy mężczyzn jest więc artefaktem. Dlaczego nie możemy zrzucić tych klapek i nacieszyć się pełnym widokiem wielkiej panoramy ludzkiej ewolucji? Jeżeli rozszerzymy perspektywę to zobaczymy od razu: męska dominacja nie jest normalnym stanem u homo sapiens, jest krótką anomalią, błędną ścieżką (wynaturzeniem). Rozszerzyć perspektywę oznacza rzut oka na 300 000 lat, co oznacza przypatrzenie się jedynie naszemu gatunkowi homo sapiens. Ale możemy przyjrzeć się ostatnim 2 milionom lat, kiedy nasz gatunek homo rozwinął swoje typowe cechy, włącznie z mocną pozycją kobiet.

Gdybyśmy wyobrazili sobie ten ogromny okres jako 24 godzinny dzień, to dominacja mężczyzn nie trwałaby w nim nawet czterech minut. Mamy wybór: jeśli wybierzemy tabu Ewy to zniewolenie kobiet będzie w 100 procent stanowić normalną sytuację. Jeżeli zrezygnujemy z tabu Ewy to skurczy się ono do żałosnego 0.25 procenta ludzkiej historii. A więc w czyim interesie jest lekceważenie ewolucji?

Najwyższy czas, żeby wysłać tabu Ewy na dobrze zasłużoną emeryturę. Zrobiło swoje a mimo to stanowi przeszkodę, która utrzymuje kobiety w defensywie. Mamy dzisiaj wystarczająco wiele wiadomości o biologicznej i kulturalnej ewolucji ludzkości, oraz o centralnej roli, którą odgrywały kobiety, aby móc zrekonstruować jak mogło dojść do zniewolenia kobiet i wykazać, że stanowiło to w historii naszego gatunku błędną ścieżkę.

Carel van Schaik

Carel van Schaik, Kai Michel, Die Wahrheit über Eva. Die Erfindung der Ungleichheit von Frauen und Männern. Dezember 2020, Rowohlt. S. 27-28.

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , | Dodaj komentarz

Prawda o Ewie

Cover: https://exlibris.azureedge.net/covers/9783/4980/0112/4/9783498001124xl.jpg

Lockdown może dla mnie jeszcze 10 tygodni potrwać! Mam świetną lekturę liczącą 700 stron. Mowa jest o książce Carela van Scheika i Kaia Michela „Die Wahrheit ueber Eva” („Prawda o Ewie. Wynalezienie nierówności między kobietami i mężczyznami”), która ukazała się miesiąc temu w wydawnictwie Rowohlt.

Carel van Schaik (etolog[i], biolog ewolucji, m.in. profesor biologicznej ewolucji na zurychskim Uniwersytecie) oraz Kai Michel (historyk i literaturoznawca) analizują, bagatela, 2 miliony lat naszej ewolucji. Tekst z okładki: „W 99 procentach ludzkiej historii równość płciowa nie stanowiła problemu. Autorzy zapoznają nas z tajemnicami biologicznej i kulturalnej ewolucji, tłumaczą jak rozwijały się relacje między kobietami i mężczyznami i co doprowadziło do poważnej dysproporcji między płciami. Nowe wnioski z badań biologii ewolucyjnej, genetyki, archeologii, etnologii oraz teologii rozjaśniają ten skomplikowany proces, który wpędził kobiety w nieszczęście, ale również nie przyniósł nic dobrego mężczyznom.

Carel van Schaik i Kai Michel badają zachowania naszej rodziny prymatów, przypatrują się fantastycznym neolitycznym sanktuariom oraz wertują Biblię. Pokazują dlaczego wierność jest męskim wynalazkiem i dlaczego seksualność została zdiabolizowana. Odkrywają co do dzisiaj zatruwa małżeństwo, rodzinę i sferę władzy, i jak centralną rolę odgrywa w tym religia. Prawda o Ewie może pomóc w zakończeniu trudnej relacji między płciami.”

Oto początkowe tytuły rozdziałów:

Krok 1

Kłamstwo o Ewie

Kiedy Ewa była Boginią

Krok 2

Witajcie w Ewalucji!

Podwójna ewolucja

Jak staliśmy się ludźmi

Co powinniśmy wiedzieć o płci i genderze

Krok 3

Zmierzch mitów

Mit monogamii

Mit męskiej wyższości

Krok 4

Prawdziwy grzech pierworodny

Krok 5

Wynalazek nierówności

Krok 6

Dlaczego Bóg ma problem z kobietami?

Krok 7

Patrix budzi się do działania

Czekałam bardzo długo na podobną książkę więc zaczynam lekturę z wielką radością. Oczywiście podzielę się natychmiast na blogu moimi wrażeniami i tłumaczeniami co ciekawszych ustępów.


[i] Etologia (gr. ήθος – obyczaj) – dziedzina zoologii, zajmująca się szeroko pojętymi badaniami zachowań zwierząt, zarówno dziedziczonych, jak i nabytych, ich aspektem przystosowawczym, rozwojem osobniczym, orientacją przestrzenną, zachowaniami społecznymi. (Wikipedia)

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , | Dodaj komentarz

Tajemnicze jaskinie Gurfy

 

gurfa1

Magiczne miejsce

Gurfę trudno znaleźć. Znajduje się niedaleko miasta Alia w prowincji Palermo (Sycylia), ale droga jest niełatwa, zwykli turyści nie są tam wpuszczani, brama jest zamknięta. Na szczęście podróżowałam z geologiem, który znalazł przewodnika, a ten otworzył bramę i oprowadził nas po tej nieprawdopodobnej jaskini. Nie mogę jej zapomnieć do dzisiaj. To było niezwykłe przeżycie.  Ciągle zbieram wrażenia, informacje, chciałabym tam jeszcze wrócić, obejrzeć spokojnie okolicę.  Zrozumieć.

Nazwa „Gurfa” pochodzi z arabskiego i oznacza „magazyn”, albo „pokój”. Kompleks jaskiń to nierzadki na Sycylii przykład architektury skalnej. Groty są wykute w czerwonym piaskowcu, obok już istniejących, naturalnych nisz. Prace przy nich były wykonywane między 2500 a 1600 rokiem p.n.e.

gurfa_eingang

Wejście do jaskini. Przed wejściem niecki z wodą.

Główne wejście prowadzi do ogromnej (wysokość 16 m35 cm), wydrążonej przez ludzi jaskini w formie tolosa[1], otwór na górze pozwala słońcu w czasie przesilenia letniego wypełnić wnętrze światłem. Na prawo, przez inny otwór wpadają promienie słońca w czasie zimowego przesilenia. Widzimy schody po lewej stronie, jest tam również coś w rodzaju balkonu. Na zewnątrz jaskini możemy wspiąć się po schodkach i wejść do innych pomieszczeń, prowadzących do groty. Parę pokoików, przechodzi się z jednego do drugiego i dochodzi z góry do wielkiej groty, do której można wpaść przez otwór w podłodze. Czy dokonywały się tam rytualne inicjacje, kiedy śmiałkowie spuszczali się na dół? Tak twierdził przewodnik. Możliwe. Mnie bardziej zafascynowały miejsca, w których w dół po ścianach sączyła się woda. Po kamieniach spływała w niecki. Sporo było takich miejsc. Znając tradycję świętości wody na Sycylii jestem przekonana, że to miejsce musiało być związane również z kultem wody. Na szczycie piaskowej góry znajdują się groby. Jeszcze dalej znajduje się cmentarz „Necropoli del Cozzo Sulfara» ze źródłem bogatym w siarkę.

Niewątpliwie jaskinie Gurfa były na początku miejscami kultu. Potem stały się spichlerzami zboża. W wiekach średnich podobno germańscy rycerze opanowali tereny wokół Gurfy i nawet zbudowali w grocie kaplicę. Z prac Diodorusa Siculusa dowiadujemy się, że Gurfa może być miejscem zabicia legendarnego króla Minosa, który w poszukiwaniu Dedala udał się na Sycylię. Morderstwo miała popełnić córka lokalnego króla Cocelusa, oblała Minosa wrzątkiem podczas kąpieli. Niedaleko miała znajdować się świątynia Afrodyty.

gurfa_guide

Przewodnik z ciekawym, ale niezrozumiałym reliefem w pokoju na górze.

Przed jaskinią są ciekawe niecki, jak wanny. Nasz przewodnik zaczął opowiadać o lokalnych legendach, według których dziewczyny miały zanurzać się w wodzie w tych wannach, żeby, uwaga, odzyskać dziewictwo! Tu musiałam zaprotestować i zwrócić mu uwagę na to, że w dawnych kulturach, w całej Europie, kąpiel w świętej wodzie służyła nie przywracaniu dziewictwa, ale wspomaganiu płodności. Przez kąpiel w tej świętej wodzie (jak również w różnych świętych źródłach) dusze przodkiń przechodziły w ciała kobiet, żeby narodzić się ponownie. A więc dla kobiet to musiało być niezwykle ważne miejsce. Kto panował nad tym miejscem? Po prawej stronie od wejścia do groty widać ciekawy, bardzo zniszczony wizerunek siedzącej osoby. Przewodnik mówił o bogini arabskiej. No cóż… Arabowie rozpoczęli najazdy na Sycylię w 652 roku, już wtedy zapomnieli o swoich boginiach Al Lat, Al Manat i Al Uzza. Ta ciekawa postać, przypomina wizerunki Kybele. To właśnie ona była przecież boginią grot i jaskiń. Od zawsze.

gurfa_wanna

Wanna przed jaskinią.

Giuseppe Tornatore, reżyser sycylijski, nakręcił parę scen filmu „L’uomo delle stelle“ w jaskiniach Gurfy. Jeszcze nie udało mi się go zobaczyć.

gurfa_sylwetka

Ledwie widoczna sylwetka na ścianie przy wejściu.

[1] Tolos, starożytny grobowiec z kamienia na planie koła, znany w epoce minojskiej, mykeńskiej, był popularny w Grecji i Tracji.

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , | 4 Komentarze

Demetra, Anna, Kybele i „pępek Sycylii”

Demetra, muzeum archeologiczne w Palermo

Enna

„L’ombelico di Sicilia», tak nazwał Kallimach z Cyreny miasto Ennę, stolicę prowincji Enna.  Usytuowana w środku wyspy, na wysokości 931 metrów jest najwyższym miastem Włoch. Zamieszkała była już w czasach neolitycznych, na jej terenie znaleziono artefakty z 14 wieku p.n.e. Prawdopodobnie założona, względnie rozbudowana została przez grupy Sykanów i Sykulów, które zamieszkiwały wyspę przed inwazjami fenickimi i greckimi.

Widok z tarasu na najwyższym punkcie miasta oszałamia, przed nami rozpościera się szeroki pejzaż, na którym przesuwają się cienie chmur. Na licznych wzgórzach malownicze miasteczka i wioski. Przy dobrej pogodzie można nawet zobaczyć Etnę. Jeżeli pójdziemy dalej bulwarem widokowym dotrzemy do Zamku Lombardzkiego, fortecy zbudowanej w pierwszym tysiącleciu naszej ery. Parę kroków dalej i stoimy przed Skałą Ceres, dalej jest tylko przepaść.

Enna, miasto bogini

To właśnie tu jest dla mnie najważniejsze miejsce na Sycylii. Łączy się z najciekawszą opowieścią świata helleńskiego, o Korze (czyli Persefonie, albo Prozerpinie), córce Demetry (Ceres) porwanej przez boga świata zmarłych Hadesa (Pluton). To właśnie tu, niedaleko skały w Ennie, na kwitnącej łące przy jeziorze Pergusa Kora została porwana przez Hadesa. Demetra, matka bogini, odpowiedzialna za urodzaj, zboże i nasiona, zapala łuczywo od ognia Etny, zarzuca czarny szal na głowę i wędruje po wyspie szukając córki. W tym czasie na ziemi nic nie rośnie, nic się nie rodzi, ludzie głodują i bydło wymiera. Walka matki o powrót córki kończy się połowicznym rozwiązaniem, Kore może opuszczać świat zmarłych na osiem miesięcy i wtedy na ziemi wszystko się odradza i zazielenia. Historia Demetry, jej błądzenia po ziemi, rozpaczy, zamieniania się w prostą kobietę, która przejmuje obowiązki opiekunki dziecka, rozpoznanie jej przez ludzi, pocieszanie przez taniec i sprośne przyśpiewki Iambe (Baubo), jest wielowarstwową, skomplikowaną narracją. Każdy autor klasyczny dodawał do opowieści nowe wątki i akcenty. Największe obrzędy świata helleńskiego, misteria eleuzyjskie, były związane z Demetrą. Kilkudniowy festiwal organizowany przez kobiety, czczący płodność, Thesmoforia, odbywał się w świątyniach Demetry.

Archeolodzy przypuszczają, że słynna świątynia bogini w Ennie, o której mówią liczne źródła, musi znajdować się pod zamkiem Lombardów zbudowanym w pobliżu skały. Ogromny posąg Demetry został stamtąd wywieziony przez gubernatora rzymskiego Verresa. Cycero, w słynnej mowie oskarżającej występki rzymskiego oficjała, wspomina o tragedii obywateli Enny, dla których kradzież posągu Demetry była jak ponowne porwanie bogini przez Hadesa, tylko że tym razem gwałt dokonał się na matce. „To miasto nie jest miastem, jest wielką świątynią Ceres. Enneńczycy wierzyli, że Ceres mieszkała między nimi a ich wiara była tak mocna, że wydawało mi się, że mieszkańcy byli bardziej jej ministrantami niż obywatelami miasta.” (The Two last Pleadings of Marcus Tullius Cicero Against Verres, Google Books, str. 82) Cycero podkreśla również wyjątkowo długą tradycję jej kultu.

Skała Ceres

Bóg to ona.

Ileana Ch. Colombo zaczyna w biografii bogini Demetry (Demetra. La divinità, i santuari, il culto, la leggenda Atti del I Congreso international, Enna 1-4 Luglio 2004, Pisa, Roma, Fabrizio Serra Editore, 2008, str. 15) od ważnego faktu, który wydaje się być dzisiaj całkowicie zapomniany. Należy przypomnieć, że w politeizmie greckim, kiedy się zwracano do istoty boskiej używano rodzaju męskiego: ho theos, bóg. Męska nazwa wkluczała również rodzaj żeński. Mówiono na przykład o „bogu” Atenie.  To ważny szczegół, który prawdopodobnie został przeniesiony z greki i łaciny do czasów późniejszych. „Ho theos” zostawał tłumaczony automatycznie w tekstach antycznych jako bóg, usuwając tym samym boginie i umniejszając ich rolę. Mówiono więc o „bogach” czy „bóstwie” mieszkającym w rzekach, jeziorach, skałach, pomimo że rządziły tam boginie. Colombo cytuje innego badacza, Pettazzoniego, który sugeruje dualizm między kulturą rolniczą i matriarchalną oraz pasterską, patriarchalną reprezentowaną przez najeźdźców indoeuropejskich. Zeus, mógłby być rezultatem transformacji owej pierwotnej boskiej, niebiańskiej istoty.

Rozszerzony panteon grecki posiada wiele figur kobiecych, związanych z ziemią i macierzyństwem, mamy Ge (Ziemię), Meter Theon, matkę bogów, która ma wiele wspólnego z Kybele z Anatolii. Wraz z Demetrą istnieją niezliczone obiekty kultu Matek, Meteres, Matres i Matron, które są obecne na Sycylii, znane w świecie grecko-rzymskim aż do późnego antyku. We wszystkich miejscach, gdzie panował kult Demetry na Sycylii, jej poprzedniczkami były indygenne boginie, w Selinunte bogini wegetacji plemienia Sykanów, w Gela była to bogini Sykulów. Figurki z terakoty znalezione w Tetravecchia, należące do kultu Sykulów były wiązane również z Demetrą. Bogini była czczona w Syrakuzie, Katanii, Agrigento i wielu innych miejscach. Badacze są zgodni do tego, że w Ennie, pępku Sycylii, mieście fortecy, kult greckiej bogini został połączony z lokalnymi wierzeniami, Demetra Hennaia to typowy przykład synkretyzmu.

De-meter. „Meter” oznacza „Matka”. Co do znaczenia przedrostka „De” nie ma zgody naukowców. Jedni utożsamiają go z „ziemią”, inni z „deltą”, czwartą literą alfabetu łacińskiego. Delta, pochodząca z fenickiego „daleth” oznaczała (również w egipskim) „drzwi”. Podobnie jak w sanskrycie i językach celtyckich. Były to „drzwi (brama) urodzin, śmierci i seksualnego raju”. Drzwi, przez które przechodzi się z tego do innego świata. A więc podobnie jak Hekate i anatolijska Kybele Demeter była strażniczką „przejścia”. Historia Demeter i jej córki z czasem ewoluowała, dodawano nowe wątki, nowych partnerów dla bogiń, ujmowano znaczenia boginiom na rzecz bogów. Taką manipulację popełnili Ateńczycy, którzy sztucznie wprowadzili do rytuałów eleuzyjskich postać chłopaka Iakchosa, znanego później jako Triptolemos (potrójny wojownik). Jego rzeźba znajdowała się również w Ennie obok Demetry i została ukradziona przez Verresa. To jemu miała Demetra, zwana również Thesmophoros (przekazicielka prawa) przekazać sekret uprawiania ziemi. Triptolemos miał, z kolei, rozpowszechnić tę tajemnicę wśród ludzi. Tworzenie patriarchalnej mitologii towarzyszyło Atenom w walce o polityczną przewagę. Dlaczego bogini, panująca od neolitu nad plonami i płodnością, musiała nagle znaleźć pośrednika i wtajemniczyć go w jej najgłębsze sekrety? Nasuwa się tylko jedno wytłumaczenie. Aby w ten sposób odsunąć ją od władzy, aby przejąć kontrolę nad obrzędami kobiecymi. Znając historię bogiń chtonicznych również historia o porwaniu jej córki jest ciekawym konstruktem. Hades i Zeus zawierają pakt między sobą, bóg ojciec zgadza się na porwanie Kore, czego rezultatem jest objęcie przez nią władzy w świecie zmarłych. Ale…ta władza należała do niej od zawsze! Ona była odpowiedzialna za świat zmarłych i żywych. Dziewczyna, Matka, Niszczycielka, trzy wersje jednej Wielkiej Bogini. We wcześniejszych wersjach mitu to właśnie Hekate wybawia Kore z Hadesu, w „Hymnie Homeryckim do Demetry”, Hekate pojawia się w tekście dwa razy, to ona wspólnie z Heliosem zauważa porwanie córki bogini, na końcu jako „Hekate o pięknej fryzurze” staje się przyjaciółką i opiekunką Kory. Mamy więc te nasze trzy, Kore, Demeter i Hekate. Hades jako świat podziemny upersonifikowano i nadano mu tytuł władcy zupełnie niezasłużenie. Jego rzymska wersja imienia, Pluto względnie Pluton jeszcze bardziej obnaża mistyfikację. Pluto znaczy „bogacz”, albo „bogactwo”, często przedstawiany jest jako efeb z rogiem obfitości, symbolem ukradzionym starszym boginiom. Bogactwo podziemne, szlachetne kamienie, minerały, złoto, zawsze były w mitologii ludowej chronione przez węże, względnie białe panie, które albo nagradzały dobrych ludzi i dzieliły się dobrami, albo ich okrutnie karały. Imiona Persefony, albo Prozerpiny są związane z wężami. Łacińskie słowo „proserpere” oznacza „pełzanie”, tak jak pełzanie węża (wł. serpente). To były te wężowe władczynie podziemnego królestwa skarbów. Pluto jako bogacz to nowa wersja Pandory „Pandorei”, wielkiej bogini rozdającej bogactwo, skarby. Przerobionej w mitologii Hesioda w boginię ściągającą na ród ludzki przekleństwa i plagi. Ciekawe, że wśród wielu towarzyszek Kore, które wraz z nią zbierały kwiaty koło jeziora Pergusy jest również Pluto oraz Styks.

Demetra, Kore i Hekate. Fryz z Seinunte.

Boginie indygenne  – Anna

Giulia Pedrucci wspomina o szeroko rozpowszechnionym kulcie bogiń wodnych na Sycylii na długo przed inwazją Greków. Owe boginie rzek, źródełek i jezior były głównym przedmiotem kultu mieszkańców wyspy. Straciły swe lokalne imiona i charakterystyki kiedy Grecy „zaadaptowali” je, nadając im imiona Paides, Korai czy Nymphai. Centrum kultu wodnych bogiń znajdowało się prawdopodobnie niedaleko gór Erejskich, wśród rzek najbardziej czczona była Anapo. Miejscami kultu owych bóstw były przeważnie groty i jaskinie. Słynna grota poświęcona Paides i Annie znajduje się w Buscemi. Paides i Anna były również czczone w Akrai i Tauromenio. Skąd wzięła się owa enigmatyczna Anna? Według Guarducci „Anna” miała być zdrobnieniem nazwy znanej wśród narodów indoeuropejskich a oznaczającej „matkę”, „karmicielkę”. Badaczka uważa, że ani w Grecji ani w Azji Mniejszej nie było bogini Anny. Jedyną krewniaczką sykulskiej Anny mogła być łacińska Anna Perenna. Przypuszcza się, że Anna Perenna wywodzi się od potężnej archaicznej bogini, dającej pożywienie i opiekę ludziom i zwierzętom. W rzeczywistości, bogini o nazwie „An-na” istniała w Anatolii w okresie paleo-assyryjskim. Jedną z najstarszych bogiń była Nana, czczona w Babilonii, potem przeniesiona do Armenii, Egiptu i świata greckiego, gdzie została zasymilowana z Artemidą.  Oczywiście nie można pominąć związków z boginią Inanną. Nie można zapomnieć o tym, że w V w. p.n.e. wiele imion bogiń wyrytych na rzeźbach było poprzedzane słowem „ana” tłumaczonym jako „matka.” Możliwe jest również, że rzymskie Matres wywodzą się od wcześniejszych bogiń Ann. Do dzisiaj w Turcji babcia ze strony matki nazywa się „anneanne”. Mamy więc powtarzający się motyw „matki” od najstarszych neolitycznych źródeł. O Annie Perennie nie mamy zbyt dużo materiału, wiadomo tylko, że jej święto odbywało się w czasie Id Marcowych, tzn. przy pierwszej pełni księżyca w marcu, według kalendarza rzymskiego był to pierwszy miesiąc w roku. Działo się wtedy. To był ludowy festyn, budowano szałasy z gałęzi, w których młode pary przeżywały erotyczne przygody, w święto Anny Perenny trzeba było pić dużo wina, bo wyrocznia przepowiadała, że tyle lat przeżyjesz ile kieliszków wina wypijesz. To musiały być wyjątkowo radosne biesiady. Jej przydomek Perenna ma pochodzić od „per annum”, ponieważ jej święto zamykało cykl roku. Nie zgadzam się z tą interpretacją, ponieważ Perenna oznacza również „wieczna” a to określenie pasuje lepiej do tej archaicznej postaci.

Do Matek i Ann dołączyła w okresie inwazji frygijskiej Kybele, wielka anatolijska bogini, której kult trwał aż do 4 w. n.e. Jej obecność w Ennie jest potwierdzana przez wielu klasycznych pisarzy. To ona rządziła na górach, skałach, w pieczarach. Wiązana jest ze swoją przodkinią Kubabą, czczoną 2000 lat p.n.e. w Syrii oraz boginią sumeryjską Babą. Łączy ją z nimi wspólny symbol, symbol drzwi, który pojawia się na jej przedstawieniach. Sumeryjska Baba miała swój znak „KA” oznaczający bramę miasta. Mamy nazwę “Ba-ba, -ig-gal”, która znaczy “Baba jest wielką bramą”. W tekście akkadyjskim słowo „babu” (drzwi) jest interpretowane jako „vulva”. Kybele byłaby więc boginią vulvy. Oczywiście brama ma również znaczenie przechodzenia w świat zmarłych. Wiele wspólnych cech z Demetrą, Matką D.

Boginie nie zostają zapominane chociaż ich sława przygasa, czasem wracają w nieco zmienionej postaci. Tak było w Eleusis, gdzie wcześni badacze z Dilettanti Society przebywali na kolejnych ekspedycjach (1763/1860) szukając śladów Misteriów. Richard Chandler wspomniał rzeźbę Kariatydy oraz lokalny folklor, ludzie oddawali jej cześć, uważali ją za świętą opiekunkę ich plonów. Nazywali ją św. Demetrą, jej historia była podobna do historii Demetry i Kore, z jednym wyjątkiem. Córka została porwana nie przez Hadesa, ale przez Turka. To jej oddawano ostatni snop po żniwach, zwyczaj, który do dzisiaj panuje w całej Europie. Kościół nie wprowadził św. Demetry do kanonu, zamiast niej dał status świętego niejakiemu Demetriuszowi, który na wzór św. Jerzego walczył ze smokiem.

Nazwa Enna/Henna ma pochodzić z okresu greckiego. Mamy jeszcze inne łacińskie odmiany: Ennae Castrum, Anni Castrum. Sykulowie nazywali miejsce Castrianni. Przez pewien czas, do 1927 roku miasto nosiło nazwę Castrum Ioannes (Castrogiovanni). Badacze nie są pewni co do etymologii nazwy. Ja, wiedząc, że kult Matek Ann, był wyjątkowo popularny na Sycylii, wiązałabym nazwę raczej z Anną. A więc Twierdza Anny. Tam nie mogło być miejsca dla Ioannesa.

Skała Ceres. W grocie znajduje się żródło.

Literatura:

Cosmopoulos Michael B., Bronze Age Eleusis and the Origins of the Eleusinian Mysteries., Cambridge Univ. Press, 2015

Demetra. La divinità, i santuari, il culto, la leggenda Atti del I Congresso internationale, Enna 1-4 Luglio 2004, Pisa, Roma, Fabrizio Serra Editore, 2008

HInz Valentina, Der Kult von Demeter und Kore auf Sizilien und in der Magna Graecia, Dr. Ludwig Reichert Verlag, Wiesbaden, 1998

Pedrucci Giulia, Cibele Frigia e la Sicilia. I santuari rupestri nel culto della dea., l’Erma di Breitschneider, Roma, 2009 (Studia archeologica, nr. 168)

The Two last Pleadings of Marcus Tullius Cicero Against Verres, Google Books

Opublikowano BLOG | Otagowano , , , , , | Dodaj komentarz

Niezwykła pani Sauter i ślady matriarchatu w Wietnamie.

W środę, 13. listopada w St. Gallen (Szwajcaria) odbył się interesujący wykład badaczki matriarchatów dr. Theresii Sauter-Bailliet.

O badaczce

Theresia Sauter, która się określa jako romanistka, germanistka, anglistka i feministka, urodziła się w Niemczech w 1932 roku. Już w wieku 20 lat zdecydowała się wyjechać do Anglii. Jej rodzice odmówili finansowania podróży i nauki angielskiego, więc młoda Niemka zarabiała na naukę w Anglii jako służąca. Wróciła z dyplomem do Niemiec, aby znowu w 1953 wyruszyć do Paryża, tym razem pociągiem z uchodźcami ze Wschodu. Na dyplom z języka francuskiego zarabiała ponownie jako sprzątaczka i służąca

W szkole średniej marzyła o studium chemii, ale wyperswadowano jej to, nauka języków pasowała podobno lepiej do kobiety. Theresia pracowała jako tłumaczka, w 1958 roku pojechała do Stanów Zjednoczonych statkiem i przejechała cały kontynent z zachodu na wschód autobusami do Seattle. Na tamtejszym uniwersytecie zaczęła dwa lata później studiować literaturę. W 1969 obroniła tytuł doktorski. Rok wcześniej poślubiła Francuza, Claude’a Bailliet. Małżeństwo nie trwało długo, młoda doktorantka szybko się zorientowała, że znalazła się w pułapce, oczekiwano od niej poświęcenia własnej kariery i podporządkowania się mężowi. Nadchodziła nowa fala ruchu feministycznego, będąc profesorką na Allegheny College w Pensylwanii zaangażowała się w politykę i pracę na rzecz kobiet.

W 1973 roku zrezygnowała z profesury na Uniwersytecie Loyola i wróciła do Niemiec, do Technische Hochschule Aachen. Prowadziła tam pierwsze seminarium na temat współczesnych trendów w Ameryce: Black Studies and Women Studies. W 1974 założyła wraz z grupą Francuzek Parti Féministe. Był to gorący okres debaty o prawie do aborcji. Wraz z prawniczką Gisèle Halimi, zaangażowała się w organizacji CHOISIR, walczącej o depenalizację aborcji. Od 1982 roku zajmuje się feministyczną literaturą Science Fiction amerykańskich autorek, takich jak Marge Piercy, Joanna Russ, Ursula LeGuin.

W ostatnich dwudziestu latach T. Sauter-Bailliet zajęła się badaniem matriarchatów. Do dzisiaj podróżuje po dalekich krajach i kontynentach i przygląda się życiu kobiet w indygennych społeczeństwach, publikuje na ten temat reportaże i książki. Trzy razy odwiedziła chińską prowincję Junnan i matriarchalną grupę Mosuo. Zajmowała się również figurą chińskiej bogini Kuan Yin, której poświęcona jest wyspa Putuoshan. Odwiedziła następnie Myanmar i w 2011 odbyła wędrówkę w Nepalu w rejonie Annapurny. W 2013 odwiedziła Minangkabau na Sumatrze oraz prowincję Aceh, w której przeprowadziła rozmowę z pokojową aktywistką Surayią Kamaruzzaman. O podróży do kolumbijskiego plemienia Wiwa w 2014 napisała książkę. Grupa Wiwa, należąca do indygennych plemion Tairona, walczy o przeżycie, podobnie jak Wayuu na półwyspie Guajira.

Zachęcona filmem, przedstawiającym wyspy Palau w Mikronezji jako wyspy kobiet, wybiera się tam w 2016 roku. Przy okazji 84 letnia badaczka robi pierwszy raz w życiu kurs nurkowania.

Ślady matriarchatu w Wietnamie

Po raz pierwszy Theresia Sauter odwiedziła Wietnam 60 lat temu (ostatni raz była tam w zeszłym roku), przejechała autobusem przez Kambodżę do Sajgonu, po czym w tym samym roku powtórzyła wycieczkę z północy znowu na południe. Przede wszystkim zafascynowała ją wszechobecna i mocna wiara w Boginię Matkę Dao Mau. Jej tradycja jest wyjątkowo archaiczna, jest matką wszystkich ludzi, Boginią ziemi, wody, gór i lasów. Ceremonie odbywające się na jej cześć w świątyniach są związane z kultem przodkiń. Bogini występuje w czterech wariantach i czterech kolorach: żółtym, czerwonym, zielonym i białym. W jej kult włącza się religię tzw. Czterech Pałaców. Kult Bogini jest synkretyczną mieszanką buddyzmu, taoizmu i konfucjanizmu. Mimo, że późniejsze religie wpłynęły na postać Bogini, można również zauważyć, że i ona zmieniła wizerunki Buddy, są one wyjątkowo kobiece. Pani Sauter obserwowała rytuały w świątyniach poświęcone Dao Mau, opierały się na szamanistycznych praktykach „hau dong” z medium komunikującym się z przodkami w transie, przy pomocy pieśni. Podobne rytuały istnieją w innych częściach Azji, w południowych Chinach, Birmie oraz różnych społecznościach w Indiach. Były zabronione przez rząd komunistyczny jako przesądy i zabobony, ale wróciły do łask w 1987 roku.

Wietnam ma długą tradycję niepatriarchalnych grup narodowych, do nich należą Ede, Mnong, Jarai, Coho, Churu, Raglai. Pomimo że nie ma w nich małżeństw odwiedzinowych, tak jak np. u chińskich Mosuo i dzieci znają swoich ojców, to zachowana została matrylokalność i matrylinearność. Mąż wprowadza się do klanu swojej żony, dom jest własnością kobiet, córki przejmują nazwisko matki, najmłodsza córka jest uprzywilejowana, to ona dziedziczy majątek. U Ede, podczas uroczystości zaślubin oddaje się honor położnej narzeczonego jak i jego szamanowi czy szamance.

W Wietnamie istnieje długa tradycja wojowniczek i to od początku kolonizacji chińskiej aż do francuskiej. Wśród nich ogromną estymą cieszy się Lady Trieu z 3 wieku n.e., która oparła się wschodnim Chińczykom Wu. Naukowiec Peter C. Phan twierdzi, że pierwsze trzy osoby, które zorganizowały powstanie przeciwko Chińczykom były kobietami i sugeruje, że pradawny Wietnam był społeczeństwem matriarchalnym. System patriarchalny został wprowadzony przez Chińczyków, ale spotkał się z oporem, kobiety utrzymały wysoką pozycję w rodzinie i społeczeństwie, głównie wśród warstwy chłopskiej i w niższych kastach. W.w. Lady Trieu, czczona przez Wietnamczyków niemal jak bogini, miała być autorką słynnego powiedzenia: „chcę ujeżdżać sztormy, zabijać rekiny na pełnym morzu, wypędzać ciemiężców, odbić kraj, rozwiązać węzły poddaństwa i nigdy nie schylić karku zostając konkubiną jakiegokolwiek mężczyzny”.

Innym tradycyjnym powiedzeniem wietnamskim jest: „gdy wróg stoi u bram, kobieta idzie walczyć”.

W 40 r. n. e. siostry Tru’ng (Trưng Trắc i Trưng Nhị) wywołały powstanie przeciwko chińskiemu uzurpatorowi, chińskiemu gubernatorowi Tô Định. Założyły własne królestwo w Mê Linh, którego królową została Tru’ng Trac, dla niej została zbudowana stolica. Siostry zniosły przede wszystkim wysokie podatki, które zostały narzucone przez gubernatora. Zostały pokonane trzy lata później przez chińskiego generała Ma Yuan, ale do tej pory są uważane za waleczne wojowniczki i narodowe bohaterki. W armii sióstr, liczącej sobie ok. 80’000 żołnierzy wiele kobiet było oficerami, co według niektórych badaczy stanowi o potędze matriarchalnych wartości. Również dowodem na matriarchalną tradycję ma być fakt, że do tej pory zachował się grób i świątynia matki sióstr, ale nie ma żadnych śladów po ojcu.

Niewiele jest publikacji o tradycji matriarchalnej w Wietnamie, tym bardziej prelekcja pani Sauter była niezwykle cenna. Rola kobiet wzmacnia się we współczesnym Wietnamie, coraz więcej kobiet obejmuje najwyższe stanowiska, zarówno w polityce jak i gospodarce. Wysokość ich zatrudnienia na rynku pracy jest jedną z najwyższych na świecie. Czekam niecierpliwie na nowe i pogłębione publikacje o wietnamskim matriarchacie

 

https://edition.cnn.com/travel/article/mother-goddess-worship-hanoi/index.html

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , | 6 Komentarzy

Baba Ryba jest wszędzie

Ilustracja z książki D. Srejovića

Nazywają ją „Praroditeljka”, pochodzi z Lepenskiego Vira w Serbii. Niezwykła, wyjątkowa, po raz pierwszy zobaczyłam ją jeszcze w latach osiemdziesiątych w książce Mariji Gimbutas „The Goddesses and Gods of Old Europe”. Hybryda ludzko-zwierzęca, wypukłe oczy, rybie usta, pani karp, która pokazuje trójkątne genitalia. Pani Ryba mówi: patrz, stąd pochodzi życie.

Lepenski Vir, nazywany pierwszym miastem w Europie, był zamieszkały w mezolicie, od 9500 r. p.n.e. do mniej więcej 6000 r. p.n.e. Po nim rozwinęły się kultury Vinča i Starčevo. Położony we wschodniej Serbii, na prawym brzegu Dunaju pod skałą Treskavac. Warunki do życia były tu wyjątkowo korzystne, klimat łagodny, miejsce otoczone lasami, wiry rzeczne napędzały ryby w płytsze miejsca. Ludność zajmowała się zbieractwem i łowiectwem i cieszyła się wyjątkowym zdrowiem. Niektórzy dożywali nawet osiemdziesięciu lat. Zmarłych chowano na niedalekim cmentarzu, zdarzały się też pochówki w okolicach paleniska w domu. Wszystkie większe i mniejsze domki budowano według tego samego schematu. Miały trapezoidalny kształt z zaokrągloną podstawą, w kształcie wachlarza, wszystkie były ustawione wejściem do rzeki. Na podłodze każdego domku znajdowało się palenisko o prostokątnej formie, przypominające ludzką sylwetkę. Było ono otoczone kamieniami, czasami po obu stronach znajdowały się kamienne ozdoby (symbole?) w formie litery A. Były one budowane również z ludzkich kości, a dokładniej z żuchw. Potem żuchwy zostały zastąpione przez kawałki kamiennych płytek. Naukowcy podejrzewali, że mogły one nawiązywać do pogrzebanych pod paleniskiem przodków. Na końcu palenisk znajdowały się owalne kamienie z wgłębieniem przypominające ołtarz. W niektórych domkach u szczytu paleniska zostały wbudowane w podłogę kamienne rzeźby. Liczą sobie powyżej 8000 lat.

Domki w kształcie trapezu, skierowane wejściem do rzeki. W centrum rynek. (Ilustracjia z książki D. Srejovića)

Czyżby Praojciec i Progenitor?

Dragoslav Srejović, archeolog prowadzący prace w Lepenskim Virze od 1965 do 1971 roku nadał kamiennym wizerunkom nazwy: „Wodna Wiła”, „Praroditeljka”, „Praotec”, „Danubius”, „Rodonaćalnik” (Progenitor). O ile Pramatka jest wyraźnie płci żeńskiej, płeć Danubiusa, niby Boga Dunaju, oraz Praojca i Progenitora budzi poważne wątpliwości. Marija Gimbutas nazywa Danubiusa „Boginią Rybą”. Wygląda na to, że może mieć rację. Srejović nie tylko w tym wypadku mógł się mylić, w jego książce „Lepenski Vir. Eine vorgeschichtliche Geburtsstätte europäischer Kultur” znajdę jeszcze więcej ryzykownych hipotez. I ten cały Praojciec czy Progenitor, czy nawet noszący imię „Adam” ma wyraźnie zaznaczone piersi. Zastanówmy się. Całe siedlisko było skierowane na Dunaj, było związane z rzeką, niewątpliwie mającą cechy boskie (o etymologii Dunaju piszę w innych blogach), ta rzeka musiała być święta, jej imię wskazuje na kult bogini Dany a wszystkie te kamienne figury, hybrydy ludzko-rybie podkreślały to kultowe miejsce. Ta święta ryba, pokazująca genitalia była symbolem rzeki. Dodatkowo mamy w domach paleniska i ołtarze jak brzuch z pępkiem umieszczone dokładnie w środku domu. Paleniska, piece były od początków historii człowieka utożsamiane z boginiami, z kobietami. Miejsca śmierci i narodzenia. Nic dziwnego, że właśnie wokół palenisk grzebano przodkinie i dzieci. I nie, panie Miodragu Pavloviću, autorze książki „Opfer und Tempel”, nie były tam chowane „ofiary” poświęcone dla dobrobytu rodziny, czy klanu. Nie ma żadnych dowodów na „poświęcanie” noworodków. Jeszcze w zeszłym stuleciu pochówki wokół palenisk, pod podłogą, w wielu kulturach matriarchalnych (np. Mosuo) miały miejsce. Pavlović ma racje, widząc w tych prostokątnych szczelinach palenisk symbol waginy. Pod owalnym kamieniem, z wgłębieniem, symbolem omphalosa, umieszczonego w centrum domu prowadziła ta symboliczna wagina do drzwi. Czasami na dole, po obu stronach, były umieszczane kamienne płyty jak nogi. Oprócz tych licznych wyraźnych wskazówek mamy w Lepenskim Virze kamienną rzeźbę przedstawiającą vulvę, pars pro toto Bogini.

Kamień z vulvą, w póln.wschodnim narożniku paleniska (D. Srejović)

I jeszcze dodatkowa wskazówka wskazująca na symbolikę paleniska. Podłoga wokół niego była wylepiona w kształcie trapezu czerwonym gipsem, po serbsku „lep”, a jak wiadomo czerwony kolor był zawsze związany z narodzinami, niemal na wszystkich neolitycznych figurkach znaleziono ślady ochry.

Baba Ryba i druga rzeźba „Danubius” w narożnikach paleniska (D. Srejović)

Treskavac

Niezwykła skała Treskavac (Wikipedia)

Cała osada została zbudowana pod skałą o wyjątkowej formie. To nie mógł być przypadek. Wulkaniczna skała ma formę trapezu, Wygląda jak wielki bezgłowy tułów rozpościerający po obu stronach ramiona. W jej środku znajduje się wzniesienie. Pavlović pisze, że z jednej strony skała Treskavac wygląda jak leżąca kobieta. Ciekawe. A jeszcze ciekawsze są badania naukowców, którzy stwierdzili, że można na Treskavacu prześledzić niezwykły fenomen w czerwcu, w momencie przesilenia. Słońce pojawia się tam dwa razy rano, najpierw koło lewego szczytu a potem w środku skały. Wyjątkowe zjawisko. Podobno jest jeszcze parę miejsc na ziemi, które są podobne. Zostawiając na boku szalone teorie z kosmitami lądującymi w tym miejscu (o tak, te teorie kursują tu i tam), musimy stwierdzić, że to miejsce było specjalne. I dlatego przyciągnęło ludzi i zachęciło ich do osiedlenia się tam. Z jednej strony święta rzeka Dunaj, z drugiej strony boska skała. Założenie osady między tymi dwoma boskimi siłami było logiczne, gwarantowało bezpieczeństwo i pomyślność.

Srejović, czyli odwieczne bzdury archeologów.

Książkę Dragosłava Srejowića połknęłam błyskawicznie. On był odkrywcą tego niezwykłego miejsca, on jako pierwszy odkopał i przeanalizował to bogactwo. I nagle natrafiam na teksty, przy których muszę przecierać oczy. Autor stwierdza, że Lepenski Vir jest wyjątkowy, nigdy przedtem nie było podobnych siedlisk z porównywalną symboliką. Że jak, przepraszam? Owszem, jeśli chodzi o kształt ludzkich osad, to może być prawdą, ale symbolika istniała wcześniej. Vir miał specyficzną zabudowę, ale symbole waginy, które w nim znaleziono pojawiały się wcześniej, choćby w kulturze graweckiej. Jej przedstawienia pojawiają się koło 35’000 lat p.n.e. i towarzyszą ludziom przez cały neolit aż do wieku brązu, czyli mniej więcej 1200 p.n.e. Obrazki sa ryte w kamieniach, znajdowane w grotach w La Ferrassie i Abri Cellier w Dordonii, we Francji. Vulvy znajdujemy wszędzie w Europie, niektóre są przedstawione realistycznie, niektóre abstrakcyjnie, niektóre są owalne, czasami trójkątne. Oprócz tego mamy kontynuację tradycji pokazywania kobiecych genitalli przez Sheela-na-gigs aż do średniowiecza. Ich młodszymi siostrami są syreny z rozłożonymi płetwami na romańskich i gotyckich kościołach.

Na samym początku książki  Srejović analizuje zmiany społeczeństwa aż do epoki graweckiej (32 tysiące do 20 tysięcy p.n.e.), w której miał nastąpić wyraźny postęp gospodarczo-społeczny. „Pojawiają się pierwsze mikrolity i polerowana broń kamienna (Steinwaffen). Rybołóstwo stopniowo wypiera łowiectwo. Powstają większe grupy rodzinne. Kobieta przestaje odgrywać panującą rolę.” (str. 15) Na jakiej podstawie czcigodny naukowiec stawia ową tezę? A właściwie dwie tezy: że najpierw kobieta odgrywała „panującą” rolę i potem straciła ją. Zero dowodów. Podobnie jak w następnych przekazach o systemie społecznym w Lepenskim Virze. „Ta kultowa monotematyczność zakłada istnienie wspólnoty, która utożsamiała się jako jedność, istnienie wielu tabu, wielu społecznych norm, używanie czczonych objektów, które przez pokolenia były ustawiane w tym samym porządku wokół domowych świętych miejsc – wszystko to dowodzi nie tylko zadziwiające trzymanie się tradycji, ale również istnienie ścisłej patriarchalnej struktury rodzinnej.” (str. 149)

A więc kultura, która długo pielęgnuje swoje tradycje, oddaje cześć kultowym objektom musi być a priori patriarchalna, potrzebuje naczelnika, szefa rodziny, który wywiera presje, nakazuje i dba o porządek. Jest to oczywiście absurdalne, ale zgodne z tradycyjnym myśleniem naukowców o kulturach tzw. prehistorycznych, w których miało panować „nieuporządkowanie” społeczne, chaos i anarchia. Po wywodzie o ograniczeniu jednostki, konieczności podporządkowania się jej społeczeństwu, ponieważ izolacja oznaczała w Lepenskim Virze śmierć, Srejović konstatuje: „Oczywiście tylko rezygnacja z osobistej wolności i skierowanie zaangażowania wszystkich do realizowania wspólnych celów spowodowała znaczący kolektywny rozwój ludzkiej energii, i w ten sposób powstała nośna organizacja społeczna, powstała wyraźnie potężna męska kultura.” (str. 151)

W kulturach matriarchalnych rzeczywiście na pierwszy plan wysuwa się kooperacja i współpraca. Bez nich te społeczeństwa nie mogłyby istnieć, to nie były miejsca dla indywidualistów. Analogicznie każda kobieta potrzebowała stabilnego otoczenia i pomocy, współpracy, doświadczenia innych kobiet aby wychować zdrowe potomstwo.

W rozdziale o strukturze rodzinnej Srejović zaczyna fantazjować: „Zgodnie z gospodarczymi układami, charakterem religii i „stylem’ całej kultury mężczyzna musiał odgrywać panującą rolę. To on, w społeczeństwie ogólnie jak i w rodzinie miał najwięcej do powiedzenia. Jednakowoż wydaje się, że również kobiety cieszyły się pewną równością i przy boku mężczyzn były dosyć rezolutne.” (str. 160). Potem fantazja galopuje bez trzymanki, jako że ojciec był głową rodziny, również wszyscy mężczyźni musieli wspólnie wybierać wodza osiedla. Ten „primus inter pares” miał zajmować największe domostwo i rządzić społecznością. Dowody? Oczywiście brak. To, że Srejović konfabulował to jasne, to że nikt nie zaprotestował i nie skorygował jego wywodów jest przerażające.

Oczywiście niezbitych dowodów na istnienie matriarchatu w Lepenskim Virze nie ma, ale są wyraźne wskazówki na istnienie egalitarnego i pokojowego społeczeństwa. 5000 lat liczyło nieprzerwane zaludnienie na tym terenie, oznaczało to 240 do 280 pokoleń ludzkich. Rodzaj pochówków zmieniał się, były pochówki poza terenem osiedla, były już wspomniane groby przy palenisku. Zmarli byli grzebani w pozycji embrionalnej, ale również na wznak. Znaleziono również zadziwiające pozycje z rozłożonymi nogami i złączonymi stopami w przysiadzie „po turecku”. Ciała zmarłych poddawane były dekarnacji, czyli usunięciu miękkich tkanek, szkielety były chowane, czasem osobno, czasem grupowo. Czaszki były odcinane, pozbawiano je również żuchw i ustawiane w domach na wybranych miejscach. Co najważniejsze, badanie szkieletów wykazało, że kobiety i mężczyźni mieli tak podobną budowę kostną, że czasami trudno było oznaczyć wyraźnie płeć. To oznacza, że obie płcie miały taki sam dostęp do żywności. W strukturach patriarchalnych kobiety często były drobniejsze i budowa ich kości wskazywała na gorsze wyżywienie. Przecież „głowy rodzin” miały tradycyjnie prawo do większej michy, z najlepszymi kąskami.

Srejović podkreśla dwa razy, że ludzie byli zdrowi i dożywali późnego wieku, czasami nawet 70 i 80 lat. Również istnienie w centrum osiedla tzw. placu zgromadzeń, czy rynku nie świadczy o tym, że na nim spotykali się tylko męscy przywódcy, wprost przeciwnie, historia społeczeństw egalitarnych czy matriarchalnych dowodzi, że służyły one jako miejsce narad, względnie obrzędów dla wszystkich. W końcu fakt, że jeden z domów (nr. 64) był wyjątkowo duży, 42 m kw., i w nim znaleziono dziewięć rzeźb wcale nie musiał oznaczać, że należał do „szefa”. Mogła w nim mieszkać osoba ciesząca się autorytetem, ale mogła to być np. szamanka. Powtarzające się mrzonki o „naczelniku”, czy „głównej władzy” to typowa projekcja myślenia patriarchalnego na struktury przedpatriarchalne. Podpis pod fotografią owego „Danubiusa” jest co najmniej kuriozalny. Znaleziony wraz z ową „Pramatką” miał być niby uważany za „stwórcę ludzi” przez mieszkańców twierdzi Srejović. To dlaczego Pramatka pokazuje waginę, dlaczego waginie jest poświęcona osobna rzeźba? Przecież to jest wyraźna epifania potęgi kreowania życia! Ta symbolika jest jednoznaczna. Oprócz tego znaleziono również czerwone pękate naczynie z rękami po obu stronach, jakby podtrzymującymi ciężarny brzuch! I nie można zapomnieć o Treskavacu, który wygląda jak wielka, bezgłowa olbrzymka, w której brzuchu widać wzniesienie, przypominające dziecko. W kulturze tak dobitnie podkreślającej płodność kobiecą trudno sobie wyobrazić męskiego stwórcę!

garnek

Pękaty, czerwony garniec z Lepenskiego Vira. (D. Srejović)

W 1970 roku rząd Jugosławii zdecydował się na zbudowanie zapory i zalanie części osiedla. Przeniesiono więc najważniejsze fundamenty nieco dalej i zrekonstruowano pod dachem muzeum. „To była największa masakra w historii kultury XX wieku” stwierdził architekt i artysta Aleksandar Deroko.

Baba Ryba w Bergamo.

Nie byłoby wpisu o Lepenskim Virze, gdybym nie odwiedziła niedawno museo civico di Scienze Naturali w Città Alta, Bergamo. Przy zwiedzaniu działu etnograficznego stanęłam jak wryta. Baba Ryba z Nigerii, ten sam jajowaty kształt, te same rybie usta i okrągłe oczy, te same ręce otwierające waginę! Do tej pory nie dostałam odpowiedzi z muzeum na moje pytanie, skąd dokładnie owa figura pochodzi i ile lat sobie liczy. Nie doczekam się, wiem że wszelkie zapytania wysyłane do muzeów wpadają w czarną dziurę. Najważniejsze jest to, że symbole Baby Ryby nie są unikatami, są wszędzie od Afryki po Serbię. Głoszą: pamiętaj, stąd pochodzimy.

Baba Ryba z Nigerii w muzeum w Bergamo.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Srejović, Dragoslav, Lepenski Vir. Eine vorgeschichtliche  Geburtsstätte europäischer Kultur, Gustav Lübbe Verlag, 1972, Bergisch Gladbach

Gimbutas Marija, The Goddesses and Gods of Old Europe, Myths and Cult Images, University of California Press, 1982, Berkeley and Los Angeles

Pavlović, Miodrag, Opfer und Tempel, Literaturverlag Droschl, 1993, Graz

 

Opublikowano Uncategorized | Otagowano , , | 1 komentarz