Verena

puselniaVerenz

Pustelnia Wereny

Jeżeli wspomina się w polskich publikacjach o szwajcarskiej Solurze, to przeważnie ze względu na Kościuszkę, który żył i umarł w tym mieście. Chciałabym, na odmianę opowiedzieć o dwóch Werenach z Solury, jednej mitologicznej, drugiej z krwi i kości, która parę miesięcy temu przejęła pustelnię w jednym z najbardziej kultowych miejsc w Szwajcarii.

Wąwóz i jaskinia

Za każdym razem kiedy otwieram ekran mojego laptopa, wyświetla się fotografia, którą wybrałam jako tło parę lat temu. Jest to zdjęcie piętrowego domku z szarawego drewna, z okienkami w kwitnących geraniach – istna chata Baby Jagi. Przed domkiem zarośnięty ogródek otoczony niewysokim płotem. To pustelnia w wąwozie Wereny (Verenaschlucht), na północy miasta Solury w Szwajcarii.

To wyjątkowe miejsce przyciąga tysiące turystów, grup medytacyjnych, oraz pątników. Poza sezonem turystycznym, w dniu powszednim, można się tam jednak nacieszyć samotnością.

Wąwóz znajdziemy udając się w kierunku północno-wschodnim od centrum Solury, leży niedaleko pasma górskiego Weissenstein (Biały Kamień), należącego do pasma jurajskiego.

W końcu osiemnastego wieku wąwóz uległ pewnym przeróbkom, zgodnie z ówczesną modą na romantyczne świątynie dumania. Upiększono go mostkami, kamieniami, ławeczkami. Wapienne skały po prawej stronie mają naturalne wyżłobienia w kształcie okien, to do nich, zgodnie z ludową tradycją, przychodziły kobiety, aby przejąć dusze przodków, które miały się na nowo narodzić.

verenaschlucht

W połowie drogi korytarz wąwozu rozszerza się, w skałach po obu stronach tkwią niewielkie kościółki. Jeden, św. Marcina po prawej stronie jest wepchnięty w czeluść jaskini jak zabawka Lego w mysią dziurę, zasłania sobą jaskinię niemal całkowicie. Naprzeciw niego znajduje sie kaplica św. Wereny. Tuż koło schodów prowadzących na góre, do kaplicy, znajdujemy po prawej stronie w ścianie kamiennej wyślizgane wyżłobienie, w którym mieści się pięść. Jest to dziura Wereny, włóźcie dłoń do otworu a spełnią się wasze marzenia, będziecie bogaci, szczęsliwi i płodni.

verenadziura

Kim była?

Legenda w Werenie zawiera z jednej strony wiele oklepanych wątków, spotykanych w « materiale propagandowym » wczesnego średniowiecza, czyli historiach o chrześcijańskich męczennicach. Te możemy od razu rozpoznać. Jest jednak w jej historii sporo elementów niespójnych, niepokojących, wskazujących na to, że wepchnięcie owej archaicznej figury starej bogini do tradycyjnych ramek hagiograficznych sprawiało zakonnikom sporo trudności.

Przybyła z Egiptu, z Teb, była pierworodną córką bogatej rodziny, została ochrzczona przez biskupa Chareomona. Przyłączyła się do mitycznego Legionu Tebańskiego i koło roku 300, pojechała wraz z nim do Mediolanu. Legion został wysłany do Galii, aby tłumić lokalne powstania w rzymskich prowincjach. W Mediolanie zatrzymała się u pewnego mężczyzny zwanego Maximusem. Dowiedziała się tam, że Legion Tebański został rozbity, a żołnierze pomordowani ponieważ odmówili walki przeciwko chrześcijanom. W Legionie walczył również jej narzeczony Wiktor. Werena zdecydowała się poszukać żołnierzy i udała się do Agaunum, dzisiejszego St-Maurice. Stamtąd pojechała do Solury, gdzie znalazła gościnę u jednego z żołnierzy. Następnie przeniosła się do jaskini w dzisiejszym wąwozie jej imienia. W pobliżu mieszkała stara kobieta, chrześcijanka, która pomagała Werenie sprzedawać jej robótki, tkaniny i hafty. To nie spodobało się diabłu, który rzucił w Werenę odłamkiem skały. Ten kamień, nazywany później Diabelskim leży dzisiaj na drodze, w rzece, niedaleko jaskini.

Oczywiście Werena dokonywała cudów, przywracała slepcom wzrok, wiele osób nawracało się pod jej wpływem na chrześcijanizm, była matką dla wielu młodych kobiet. Było to nie w smak rzymskiemu naczelnikowi Solury, który wtrącił ją do więzienia. W więzieniu ukazał się jej zastęp świetlistych młodzieńców i anioł, który pocieszał ją i dodawał odwagi. To był właśnie św. Maurycy. Tej samej nocy naczelnik miasta zachorował, dostał wysokiej gorączki i wezwał do siebie Werenę. Po jej modlitwach jego gorączka spadła więc uradowany naczelnik pozwolił jej dalej mieszkać w jaskini, Werena nadal zajmowała się uzdrawianiem. Kiedy skończył się chleb w Solurze, w jej jaskini pojawiło się nagle czterdzieści worków z mąką, Mieszkańcy mogli z niej upiec chleb, ktory starczył na parę lat. W innych wersjach legendy pojawienie się worków z mąką uchroniło Werenę i starą kobietę od śmierci głodowej.

Werena wybrała się w podróż statkiem, w innych podaniach – na kamieniu młyńskim po rzece Aarze, udała się w podróż do Koblencji (Confluentia). Na wyspie, w miejscu spotkania się rzek Aary, Limatu i Reuss (stąd łacińska nazwa Koblencji – spływ rzek) zamieszkała w pustelni, przedtem jednak uwolniła okolicę od plagi węży. Nadal zajmowała się uzdrawianiem chorych. Z Koblencji pojechała do Zurzach (Tenedo), gdzie została służącą tamtejszego księdza. Chodziła często nad Ren, gdzie znajdowała się kolonia biednych, przynosiła im jedzenie i picie, myła ich, myła im włosy i namaszczała. Podejrzewano ją o kradzenie wina dla biednych, ale kiedy ksiądz ją zatrzymał i zajrzał do jej dzbanka, odkrył żarzące się węgle a w innej wersji legendy -mydło i grzebień. Innym razem ksiądz dał jej na przechowanie pierścień. Zazdrosny służący ukradł ów pierścień i ze strachu, że jego kradzież zostanie odkryta, rzucił pierścień do Renu. Kiedy Werena zauważyła stratę rozpłakała się. Pewien rybak przyniósł jej rybę jako prezent i kiedy rozpłatano jej brzuch, znaleziono pierścień w jej wnętrzościach.

Następnie Werena zażyczyła, aby ją zamurowano w celi. Przeżyła w niej 11 lat, pomagając chorym. Zmarła około 344 toku. W momencie jej śmierci pojawiła się Matka Boska w towarzystwie świętych dziewic i poprosiła żeby Werena się do nich przyłączyła.

Jej enigmatyczny narzeczony Wiktor miał zostać zamordowany przez pogan wraz z kolegą Ursusem w Solurze. Zostali później patronami miasta.

Nad grobem Wereny w Zurzach zbudowano kościół. Jej grób znajduje się w osobnej krypcie, rzeźba na katafalku przedstawia piękną świętą z rozpuszczonymi włosami, z koroną na głowie. W rękach trzyma swoje symbole, grzebień i dzbanek. Dotknięcie sarkofagu ma przynieść szczęście. Parę kroków dalej, w podłodze, znajduje się niewielki, okratowany otwór obojętnie mijany przez turystów odwiedzających świetą. Szkoda, przecież to najważniejsze miejsce w krypcie oprócz katafalku Wereny. Jest to źródło.

verenazurzach

verenazrodlo

Dlaczego przeżyła ?

Na pierwszy rzut oka Werena nie różni się od innych świętych chrześcijanek. Pochodzi jak wiele z daleka, powtarzany jest topos o bogatych rodzicach poganinach, córka buntuje się, przyjmuje chrześcijaństwo i opuszcza dom. Fakt, że dołączyła do Legionu Tebańskiego nie jest w sam sobie niczym specjalnym, oddziałom rzymskim towarzyszyły kobiety. Również patroni Zurychu, Regula, Exuperantius i i Felix mieli przybyć z Egiptu. Geneza i działalność Tebańskiego Legionu jest późniejszą konstrukcją mnichów. Historycy udowodnili, że w momencie rzekomego rozgromienia legionu nie było prześladowań chrześcijan w zachodniej części cesarstwa rzymskiego. A więc martyrologia Wiktora, Maurycego, Ursusa oraz całej reszty « ofiar » po prostu nie mogła mieć miejsca. Nie jest to właściwie nic dziwnego, opowieści o męczennikach zostały wyolbrzymione do niezwykłych rozmiarów przez propagandę chrześcijańską. David Woods, historyk, twierdzi, że legenda martyrologii Legionu została skonstruowana podzas walki cesarza Teodozjusza I-go z uzurpatorem Eugeniuszem (koło 394 r.). Teodozjusz starał się uzurpatora przedstawić jako dręczyciela chrześcian i wroga Boga, legenda o Legionie miała przeciągnąć żołnierzy na jego stronę.

Właściwie wszystkie imiona głównych protagonistów są imionami mówiącymi : było wielu Wiktorów (zwycięzców), również Maurycy nie posiada własnego imienia, ale określenie z greckiego « mauros », czarnoskóry. I rzeczywiście wiele przedstawień średniowiecznych niezwykle popularnego idola męczenników przedstawia go z nieodłączną włócznią i o ciemnej karnacji.

Werena, podobnie jak inne święte nie ustaje w niesieniu pomocy ludziom, leczy, czyni cuda, karmi głodnych, poi i myje ich. Co odpowiada całkowicie job description przeciętnej świętej w owych czasach. Również historia z cudownym odnalezieniem pierścienia w rybie to matryca, znany motyw literatury światowej. Wystarczy wspomnieć o pierścieniu Polykratesa, który rzucony w morze powrócił do niego w brzuchu ryby. Prześladowanie przez naczelnika, jego cudowne ozdrowienie również. Nic bardziej sztampowego niż « wypędzenie węży », co w języku propagandowym kościoła oznaczało zwycięstwo nad poganami, wyrąbanie ich gajów, rozbicie figur ich bogów. Co drugi męczennik wypędzał węże to z Malty, to z Irlandii, to z Petersinsel, albo Reichenau…

Wyłamaniem z tradycji jest postać Wiktora, narzeczonego. Jest wspomniany dosyć oględnie, na marginesie. Nawet nie do końca wiadomo czy zabity w Solurze żołnierz miał coś wspólnego z Wereną. I mimo, że przekazy są niezbyt spójne to sugerują, że w odróżnieniu od innych świętych Werena była kobietą prowadzącą niezależne życie erotyczne. Mało tego, podczas gdy inne święte były torturowane, kiedy obcinało się im piersi, wydlubywano oczy, łamano na kole, polewano smołą, Werena mogła spokojnie podróżować, leczyć ludzi, pracować u księdza, podnosić kwalifikacje w « zawodzie » świętej przez dobrowolny akt zamurowania i w końcu spokojnie odejść z tego padołu w dobrym towarzystwie. Dlaczego autorzy legend o Werenie zamordowali Ursusa, Maurycego i Wiktora a pozwolili jej przeżyć ? Odpowiedź jest prosta – w krajobrazie mitologicznym biskupstwa Konstancji, od Agaunum (dzisiejsze St. Maurice) przez Solothurn, Baden, Zurzach aż do Einsiedeln i Austrii było miejsce tylko na kobiecą postać. Mnisi nie mogli zabić Wereny ani zrobić z niej cnotliwej mniszki ponieważ wierni nie kupiliby takiej przeróbki. Zbyt mocno panowała jeszcze przedchrześcijańska bogini na owych terenach, pamięć o niej była nadal obecna wśród ludu a szczególnie wśród kobiet, ona królowała w jaskiniach, kamieniach, źródłach i rzekach.

Związki z mityczną boginią

Oczywiście figura bogini została poddana daleko idącej transformacji, jej władza pomniejszona, stara władczyni jaskiń i rzek stała się służącą księdza. Swoją drogą – w jaki sposób przy rzekomych prześladowaniach nieszczęsnych chrześcijan wziął się w tej historii dosyć zamożny (sługi, wino, pierścień) ksiądz?

Zastanawia również postać starej kobiety w wąwozie. Posiada ona charakterystyczne cechy przedchrześcijańskich wielkich Bogiń prząśniczek i tkaczek, jak pani Holle, Percht czy Bertha. Ta stara kobieta, pani podziemnego świata, jaskiń i wąwozów pomaga niby sprzedawać ręczne robótki Wereny. Tworzy z Wereną mityczną parę boską matki z córką, podobnie jak Demeter i Kore.

Związki z boginią urodzaju Demeter są również widoczne w watku cudownego pojawienia się mąki. Werena wraz ze starą kobietą jest odpowiedzialna za urodzaj, podobnie jak wszystkie jej mityczne poprzedniczki karmi ludzi. Oprócz grzebienia i dzbanka Werena również jest przedstawiana z wypiekiem w kształcie rogala, co może sugerować róg obfitości. Do tego jest matronką młynarzy, młyna i młyńskiego kamienia. A przecież młyn ma bardzo bogatą symbolikę, to było w antyku miejsce związane z miłością. Pojęcie mielenia i młynu mają w wielu językach erotyczne konotacje. Dla Teokryta, poety żyjącego koło 2000 lat temu na Sycylii, nazwa cunnus (wagina) była jednoznaczna z nazwą młyn. Na wyspie, na specjalne okazje pieczono z miodu i sezamu ciastka o nazwie cunnus. Do takich okazji należały święta Tesmogorii, na cześć bogiń Demeter i Kory.

Na to, że Werena była boginią miłości, wskazują historyczne nazwy domów publicznych w Baden, nazywano je domami Wereny. W Baden, Zurzach i Koblencji kobiety wychodzące za mąż ozdabiały koralami i wstążkami czepce, które przynosiły i zostawiały świętej w podzięce w kościele. Owe tzw. korony narzeczonych, mają głębszą tradycję i wiążą się nie z wdzięcznością za znalezienie męża, ale z pogańskimi zwyczajami wybierania majowej królowej, która wraz ze swoim wybrańcem święciła erotyczne święto wiosny. W Koblencji jeszcze do siedemnastego wieku młode kobiety plotły wieńce, przyozdabiały nimi obraz Wereny oraz kamień młyński, na którym święta miała przybyć z Solury. W tym rytuale wybrana majowa królowa zamieniała się sama w boginię wiosny. Ta prastara tradycja kobiecej obrzędowości została poddana chrześcijańskiej interpretacji. Z koron majowych królowych zrobiono symbol dziewictwa.

Ciekawy jest również symbol dzbanka i grzebienia. Obydwa wskazują na związek Wereny z magiczną siłą wody. Mnisi dali Werenie grzebień i pozwolili jej nim czesać biednych i chorych, zmieniając tym samym znaczenie archaicznego symbolu. Wodne boginie miały grzebienie i czesały włosy nie dlatego że były próżne i stroiły się dla kochanków. W ten sposób sprowadzały deszcz. Przypominają się słowiańskie rusałki, niektóre miały mieć włosy z węży, kiedy je wyczesywały, węże produkowały mleko – deszcz. Wyczesywanie włosów przez szamanki również miało przynosić deszcz. Na dzbankach sprzed kilku tysięcy lat pojawia się często dwustronny grzebień, właśnie taki jaki nosi Werena, jest on wiązany przez specjalistów jednoznacznie z symboliką wody i deszczu. Do grupy wodnych bogiń należy również dobrze znana Lorelei, czesząca włosy na skale i wabiąca kochanków.

Nieprzypadkowo Werena pojawia się zawsze tam gdzie jest woda, rzeki, źródła. Zurzach, w którym umarła, jest do dzisiaj znane jako uzdrowisko, tysiące ludzi przyjeżdża do Zurzach, żeby zanurzyć się w uzdrawiających wodach. Moja szwagierka dawno temu doradzała swojej znajomej, która nie mogła zajść w ciążę, odwiedziny w Zurzach. Do dzisiaj kobiety wierzą w zapładniającą moc wody w owym miejscu. Również w Baden, słynnym ze swoich źródeł, Werena zajmuje ważne miejsce patronki.

Werena wraz ze starą kobietą pojawią się w legendach również w innym miejscu, w okolicach Zurychu i Rapperswilu. Tym razem należy do niej góra w łańcuchu Alp- Glaernisch. Najwyższy szczyt tego pasma nosi nazwę w dialekcie szwajcarskim «Vrenelis Gaertli » czyli ogródek Werenki. Owa góra to tylko jeden z wielu miejsc należących do gigantycznego mitologicznego kompleksu pobliskiego regionu. Zalicza się do niego również m.in. Einsiedeln ze swoją Czarną Madonną, idylliczne wysepki Ufenau (na której znajduje się kościółek św. Wereny) z 12go wieku, Luetzelau oraz góra zurychska – Uetliberg.

« Ogródek Werenki » ma przedziwną formę, wygląda trochę jak rogatywka, albo sagan wypełniony śniegiem. W zależności od punktu obserwacyjnego przypomina to romb to trójkąt. Kojarzy się również z koronami majowych królowych. Legendy o ogródku są niespójne i wskazują na spore kłopoty przy adaptacji mitycznej postaci bogini. Raz Werena jest zarozumiałą i dumną synową, która nie wpuszcza matki męża do jej wspaniałego ogrodu, raz jest dziewczynką, która nie zważając na przestrogi starej matki wybiera się na szczyt żeby założyć ogródek. Zostaje tam zasypana śniegiem, zamrożona na kamień, pogrzebana pod swoim saganem. Podobnie jak w wielu innych sagach dawna właścicielka swoich kwitnących ogrodów i płodnej ziemi zostaje ukarana, zamieniona w kamień, w skałę. Tak jak jej inne mitologiczne , dumne i kapryśne koleżanki, które albo rzucają się do wody, albo zostają zamknięte w skałach ze skarbami i czekają próżno na wybawiciela.

Wielka bogini, podróżująca po kraju podobnie jak słowiańska Mokosz przynosząca przez peregrynacje dobrobyt ziemi i ludziom, zostaje zamieniona w służącą księdza i okrutnie ukaraną krnąbrną panienkę. Sic transit gloria potężnych bogiń.

Na etacie pustelniczki

Dzisiaj pojechałam ponownie do wąwozu aby odwiedzić współczesną Werenę. Od czerwca tego roku 63-letnia Werena Dubacher przejęła pustelnię. Jej poprzednik, który żył w romantycznej chacie 25 lat musiał opuścić swoje stanowisko ze względów zdrowotnych. Na jego miejsce zgłosiło się dwadzieścia osób. Komitet zarządzający pustelnią i dwoma kościołami wybrał panią Werenę, nauczycielkę religii, rozwódkę.

Tym razem wybrałam się do tego magicznego miejsca bardzo wcześnie, było dopiero po ósmej, mogłam nacieszyć się spokojem, ciszą przerywaną szumem kaskad na rzeczce wijącej się w wąwozie. Pierwszy raz zauważyłam jak raptownie zmienia się klimat w tym miejscu, na zewnątrz świeciło słońce, było ciepło, w środku wąwozu panował wilgotny chłód.

Zastałam siostrę Werenę (od momentu wprowadzenia się do pustelni nazywa siebie siostrą Wereną) przy zamiataniu kaplicy jej imienniczki. Utrzymywanie porządku w wąwozie należy do jej obowiązków i nie jest to łatwe zadanie. W pewne dni w roku, w Sylwestra, w okresie letniego przesilenia, 1-go września przy święcie Wereny, wąwóz zapełnia się gośćmi. Niektórzy przynoszą ze sobą świece, inni puszki z piwem czy butelki z napojami. Pani Werena wyrusza codziennie rano na obchód z plastikowym workiem i zbiera odpadki. Mimo że była niezwykle zajęta: „mam dzisiaj ślub!“ to znalazła chwilkę czasu na rozmowę ze mną. Oczywiście lody przełamało moje zainteresowanie postacią świętej Wereny. Zgodziła się nawet otworzyć kościółek św. Marcina, zamknięty zwykle na trzy spusty. Odwiedzający mogą rzucić okiem na wnętrze tylko przez zakratowane okienko. „Niestety, nie mogę otwierać kościoła, bo kradną“ westchnęła. We wnętrzu znalazłam Werenę na ołtarzu, w centrum co prawda, ale niewielką i zlewającą się z tłem. Na ołtarzu tronowała figura Marii ze sztyletem w piersi. Zdziwiłam się nieco, ponieważ widziałam Marię z przebitą piersią pierwszy raz na ołtarzu. „No widzi pani, taka jest interpretacja Marii przez meżczyzn, a co ja mam dzieciom powiedzieć jak się pytają przerażone o co chodzi w tej paskudnej symbolice?“ W kościele znalazłam również figury Ursusa i Wiktora. W oknie, po prawej stronie w witrażu znowu Werena z grzebieniem i dzbankiem. Pani Werena zwróciła mi uwagę na niewielką figurkę świętego. To świety Antoni świniopas, który opiekuje się pustelnikami.

Romantyczna pustelnicza chata zmieniła się. Szare deski zostały wymienione na nowe, żółte. Dziki ogródek przypomina teraz niemal ogród wersalski z wypielęgnowanymi rabatkami. „To wszystko pani zrobiła?“ zapytałam siostrę Werenę. „Skądże, to wszystko zostało odnowione przez gminę, dla pani ta stara chata była romantyczna, ale niestety była przeżarta przez wilgoć, belki w chałupce łamały się, wszystko było omszałe, przetrawione przez wodę. W kościele św. Marcina również ciągle zbiera się woda, zagrażająca figurom świętych.“

Eremitka nie jest samotna, jeździ codziennie rowerem do Solury, odwiedza znajomych, robi zakupy. Potem wraca do swojej chatki przytulonej do skały, osmalonej przez dym z komina pustelni. Miasto Solura opłaca elektryczność, zgodziła się nawet na telefon. Wynagrodzenie pustelniczki jest symboliczne. W pustelni są również zwierzęta, odwiedza ją salamandra, w rzeczce są ryby, parę ropuch i w dodatku para kaczek. Jest szczęśliwa, marzenie jej życia spełniło się, znalazła swoje powołanie. Do jej pracy należy również wspomaganie potrzebujących, każdy kto zwróci się do niej o pomoc zostanie wysłuchany, dla każdego znajdzie radę.

„Czy pani widziała otwór w skale? „ . „Tak znam to miejsce, ale nie wiem co właściwie spełnia się przy wkładaniu dłoni do otworu, czy zapewnia płodność, daje zdrowie, pieniądze?“. Siostra Werena jest pewna, dotknięcie otworu uzdrawia. A poza tym to jest miejsce siły. Nie otwór w skale, ale miejsce tuż pod nią w ziemi. W całym wąwozie mają być miejsca siły, siostra Werena czuje je, ale nie przeszkadzają jej, w swoim domku nieźle śpi. Poszłam jeszcze raz do „dziury Wereny“, włożyłam dłoń w otwór. Niestety nie poczułam nic specjalnego. Ale…w wąwozie Wereny zaczęła mnie boleć głowa, w kościele św. Marcina rozdygotałam się nieco, jak po dwóch filiżankach mocnej kawy. To wewnętrzne drżenie uspokoiło się, kiedy opuściłam wąwóz.

Dzisiaj w kaplicy Wereny odbędzie się ślub, za parę dni następny. Siostra Werena ma wypełniony kalendarz. Wiem że jest bardzo zajęta więc żegnam się z nią, mimo że mam jeszcze dużo pytań. Najwyższy czas żeby opuścić to miejsce, na ścieżce pojawia się coraz więcej biegaczy i rowerzystów. Zamiast szumu rzeczki słychać dyszenie biegaczy i tupot nóg na żwirze. Romantyczna światynia dumania zamienia się w ścieżkę zdrowia.

Artykuł ukazał się w Zadrze. http://pismozadra.pl

2 odpowiedzi na „Verena

  1. VegaNadia pisze:

    Wspanialy artykul, dziekuje Babie Rybie za swietny opis odwiedzin u Werki, jej matki oraz kaplanki-pustelniczki-babci Jagi ❤ — Werena – a czy to nie stara, dobra Wenera, ktorej imie mogli przekrecic germanofonie sasiadujacy z Rzymianami od Alp az po Kolonie cesarzowej Agrypiny? A moze to tez Weronika-Pherenike, Przynoszaca Zwyciestwo Nike (tez synonim bogini Wiktorii), ktora towarzyszyla wielkim boginiom matkom. Moze stad ten Wiktor? Ursus, tozto kult niedzwiedzia i slad Artemidy Potni Theron z kolei. Sam Julek Cezar oddawal Venus wielka czesc i wywodzil swoja rodzine od niej jako bogini matki (hagio-legitymacja wladzy, jak u faraonow). Venus byla tez wazna boginia wina (moze stad dzbanek?) Slowo weneracja – oddawanie czci religijnej, a rdzen VEN to wazny, indoeuropejski rdzen-synonim pozadania, milosci i przyjazni w eurojezykach (bogini Freya tez byla z rodu Vanir). Domy Wereny-Wenery od razu nabieraja jeszcze wiekszego sensu 🙂 Btw. Maurycy to robota biskupa Theodolusa z kantonu Valais, ktory w r. 350 walnal w Augunum opactwo i kosciolek sw. Maurycego na czym? – ano bylej swiatyni Merkurego, gdzie strudzeni wedrowcy i kupcy rzymscy i celtyjscy odpoczywali i skladali dzieki po trudach przejscia przez Alpy. Proste z Mercurego zrobic Maurycego – dlatego dumam nad imieniem Wereny. Legende o Tebach i legionie dopisal jeszcze do Moryca w r. 450 biskup Lyonu Eucherius, ktory bardzo sie brandzlowal tzw. Tebanskimi Pustelnikami, znanymi jako fanatyczni Ojcowie Pustynni, i tym to koptyjskim fanatykom chcial sie przypodobac kompletnie ahistorycznymi pierdoletami o rzekomym legionie i tysiacu ich szczatkow, pewnie z dawnego cmentarzyska neolitycznego albo celtyckiego…

    Polubienie

    • vouivrenoire pisze:

      Wszystko się zgadza 🙂 Verena może być kojarzona z Wenerą. Jej imię występuje b. często w krajobrazie mitologicznym w Szwajcarii. Nie mówiąc o tym, że była do niedawna b. popularnym kobiecym imieniem. Teraz Vreneli wyszła już nieco z mody. Tak, ten cały Legion Tebański to pic i fotomontaż.

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz