Matriarchinie

Rozdział 7

Matriarchinie

Zamieszczone poniżej wywiady z głowami rodzin, z których każda była dodatkowo przywódczynią swojego klanu, były pewnego rodzaju punktem kulminacyjnym naszych rozmów. Te kobiety były matriarchiniami Moso, kobietami, które jako odpowiedzialne osoby trzymały w swoich rękach wszystkie nici całej domowej gospodarki i życia rodzinnego. Reprezentowały drugie pokolenie kobiet w wieku pomiędzy 45 a 60 rokiem życia, matki niektórych z nich wciąż żyły, innych już nie. Były to kobiety o bogatym doświadczeniu a jednocześnie w pełni sił. Spoglądały na dorobek własnego długiego życia i w przyszłość młodszych pokoleń, za które ponosiły całkowitą odpowiedzialność. Jeśli więc chodzi o tradycję Moso były dla nas najważniejszymi rozmówczyniami. Przekazywanie mosoańskiej tradycji młodszym pokoleniom spoczywa bowiem głównie na nich. A z kolei od głębokiego poczucia świadomości zależy, czy kulturze Moso uda się poradzić z obcymi wpływami.

Owe kobiety były równie serdecznie gościnne jak w innych domach, w których podejmujące nas głowy rodzin, same pozostawały w cieniu, podczas gdy my rozmawiałyśmy czy to z przedstawicielkami trzeciego pokolenia (młodymi kobietami) czy pierwszego pokolenia (starą kobietą). Pierwsze jeszcze nie, drugie już nie ponosiły odpowiedzialności za wielką rodzinę i klan. Jednak nigdy nie zauważyłyśmy, żeby kobiety stojące na czele domostwa starały się zwracać na siebie uwagę, podczas gdy my korzystałyśmy z ich gościnności. Utrzymywały dystans i dawały swobodę innym pokoleniom, tak długo jak tego sobie życzyłyśmy, ani razu żadna z matriarchin nie wmieszała się w dyskusję. Zajmowały się swoimi pracami w gospodarstwie.

Byłyśmy wyjątkowo zdziwione otwartością i bezpośredniością z jaką matriarchinie odpowiadały nam, czerpiąc ze swojej bogatej wiedzy. W tym momencie fakt, że rozmowa przebiegała między kobietami miał wyjątkowe znaczenie. La mu, towarzyszący nam etnolog, trzymał się na uboczu, respektując godność owych kobiet a jedna z Mosoanek przejęła jego zadanie tłumacza. A przy tym zachowanie głów rodzin było tak skromne, że ich funkcja nie rzucała się w oczy. Nie było ani śladu hierarchicznego krygowania się, raczej rzucające się w oczy skupienie skierowane na wszystkich i wszystko, co się wokół nich działo, poczynając od gości, przez córki i wnuczęta a na świniach na podwórku kończąc. Odpowiedzialność była ich naturalną cechą, nie robiły z niej widowiska.

Podczas pierwszego wywiadu z jedną z matriarchiń posłużyłyśmy się metodą biograficzną, co pozwoliło nam zapoznać się ze wspomnieniami dotyczącymi nowszej historii Moso oraz jej oceną przez głowę klanu. W toku drugiego wywiadu poruszyłyśmy szerokie tło kultury mosoańskiej z wyróżnieniem najważniejszych jej elementów: medycyny i opieki zdrowotnej, głównie porodu, obrzędowości, wiary w Boginię i duszę.

Rozmowa nr 11 z 1-go kwietnia 1993 roku

z Sonami Ama (drugie pokolenie),

głową rodziny, najstarszą osobą klanu i jego przedstawicielką

w jej domu w Yongning

Heide: Dziękujemy za zaproszenie do pani domu, do zajęcia miejsca przy ognisku, cieszymy się na rozmowę. Odbyłyśmy długą podróż, ponieważ interesują nas bardzo matriarchalne struktury Moso. Jak słyszałyśmy, jest pani nie tylko głową rodziny, ale również przedstawicielką klanu.

Sonami Ama: Nazywam się Sonami Ama, mam 58 lat. „Ama” znaczy babcia, a „Sonami” to moje klanowe nazwisko, sylaba „ami” oznacza „matka”. Klanowe nazwisko Sonami nosimy od dziesięciu pokoleń, pochodzi ono od pewnej kobiety, która kiedyś była tak mądra i zdolna, że traktuje się ją jako założycielkę tego klanu. Przetrwał on długa drogę wielu pokoleń i nazwisko Sonami egzystuje do dzisiaj.

Heide: Prosimy, żeby opowiedziała pani konkretnie o swoim życiu, o tym jak było w pani dzieciństwie, co działo się w młodości, wszystko co by pani chciała opowiedzieć. Takie jest nasze życzenie.

Sonami Ama: Moje życie trwa już bardzo długo i jest bogate w doświadczenia. Dlatego proponuje, że opowiem o czymś, czego nie mogę zapomnieć.

(Wszystkie się zgadzamy.)

Sonami Ama: To czego nie mogę zapomnieć, to śmierć mojej matki. Umarła przed pięciu laty, ale jeszcze dzisiaj pamiętam wszystko, co się wtedy wydarzyło. Jest mi bardzo smutno, kiedy pomyślę, że moja matka nie mogła doczekać czasów, w których sytuacja gospodarcza naszej rodziny znacznie się poprawiła.

Moje córki pracują tu w domu i na polach, moi synowie pracują poza domem i przynoszą zarobek z powrotem rodzinie. Naszej rodzinie dobrze się powodzi.

Jestem głową rodziny i wszyscy żyjący w rodzinie słuchają mnie i akceptują moje plany. Czuję się bardzo dobrze w mojej dużej rodzinie i wydaje mi się, że prowadzę szczęśliwe życie. Szkoda tylko, że ludzie których kocham będą musieli kiedyś umrzeć. Bo życzyłabym sobie, żeby wszyscy których kocham żyli jak najdłużej, najlepiej wiecznie! (Śmieje się.) Mam nadzieję że życie, które moja rodzina prowadzi nadal będzie toczyło się tak samo, ponieważ uważam je za piękne.

Heide: Jak duża jest pani rodzina i klan, któremu pani przewodniczy?

Sonami Ama: Wielka rodzina i klan to w moim przypadku to samo. Obejmuje dwadzieścia osób reprezentujących trzy pokolenia. Pierwsze pokolenie wymarło.

Heide: Byłoby wspaniale, gdyby nam pani opowiedziała jak przeżyła pani swoje dzieciństwo.

Sonami Ama: Przypominam sobie moje dzieciństwo jako wolne od trosk, mimo że wówczas rodzinie gorzej się powodziło. Znaliśmy tylko proste posiłki, przeważnie kasze i ogórki. To dotyczyło nie tylko mojej rodziny, ale również innych rodzin, które tu wokół mieszkają, nawet rodzinie wójta nie powodziło się lepiej. To oczywiście nie było przyjemne i my dzieci, uskarżałyśmy się. Moja matka i moja babcia powtarzały nam wtedy: „Musimy nadal ciężko pracować, zaufajcie, życie będzie lepsze!”

Iris: Interesuje nas, od którego momentu życie stało się lepsze i co według pani je poprawiło oraz podniosło jego standard.

Sonami Ama: Ekonomiczna sytuacja poprawiła się po roku 1983. Wcześniej panowała w Chinach gospodarka kolektywna i cała praca na roli była wykonywana wspólnie. Ziemia również należała do kolektywu. W 1983 zmieniła się polityka i wtedy ludzie mogli znowu zainwestować w pracę swoje zdolności i talenty. Możemy znowu hodować zwierzęta, konie, owce, kozy itd. Poza tym znów możemy uprawiać handel, za który jesteśmy odpowiedzialni i możemy czerpać z niego korzyści. Nie martwię się już więcej o sytuację gospodarczą, ponieważ odpowiednio do naszych sił możemy wypracować to, czego rodzina potrzebuje. W międzyczasie mamy więcej żywności i lepszą odzież, i nie musimy się już więcej o to martwić.

Heide: Ile ziemi uprawia pani rodzina?

Sonami Ama: Rodzina posiada 660 m2 ziemi na osobę. Do tego wliczone są również dzieci, to znaczy każda z dwudziestu osób posiada po 660 m2. W Chinach jednostką miary jest mu równe 600 m2. Każda osoba posiada 1,1 mu. Dotyczy to również pól ryżowych.

Dodatkowo każdy członek rodziny posiada jeszcze 1,9 mu, to znaczy prawie dwa mu, na dodatkowe uprawy, a więc warzywa, zboża itd. W ten sposób każda osoba w rodzinie, włączając dzieci, posiada mniej więcej 3 mu ziemi na własność (około 1800 m2).

Heide: Ile ziemi musicie uprawiać dla państwa?

Sonami Ama: Każda osoba musi rocznie oddać państwu 7,5 kg zboża lub ryżu. Dodatkowo rodzina sprzedaje rocznie 550 kilogramów ryżu po ustalonej, dosyć niskiej cenie.

Karin: Ile zbieracie wspólnie?

Sonami Ama: Nie wiem, ile wynosi roczny wspólny dochód z uprawy. Muszę wam wytłumaczyć jak to sama kalkuluję. Jako miary używamy worków. W ciągu jednego roku zbieramy około 100 worków ryżu, każdy po około 40 kg, a więc w sumie około 4000 kg. Jako podatek możemy oddać albo ryż, albo zboże. Zatrzymujemy zboże jako paszę dla bydła, a ryż oddajemy państwu.

Irsi: Cieszy nas, że powodzi się pani teraz lepiej w porównaniu z wcześniejszymi czasami, kiedy podstawy bytowania były wątłe i musiała pani głodować w dzieciństwie. Mimo wszystko interesuje mnie, co było piękne w pani młodości i dzieciństwie. Czy to była przyroda, czy to prawda, że natura była taka jak teraz, czy wtedy były całkiem inne lasy, inne zwierzęta?

Sonami Ama: Jest jeszcze coś niezapomnianego z mojego dzieciństwa, a dokładnie okres kiedy został wybudowany ten dom. Przyjechało wiele ludzi, żeby nam pogratulować i rozpalono ogień. To było wspaniałe.

Przypominam sobie jeszcze, że dookoła były lasy i kwitło wiele kwiatów, i że wraz z moimi przyjaciółkami oraz przyjaciółmi chodziliśmy do lasu bawić się. Tymczasem lasy zniknęły, bo je wytrzebiono – to mnie bardzo smuci. Ta nadmierna eksploatacja natury została nakazana przez rząd chiński i nie mamy pojęcia dokąd zostało zawiezione nasze drewno.

Heide: Czy w dzieciństwie, pomijając złe warunki bytowe, mogła pani żyć spokojnie?

Sonami Ama: Zdarzało się, że Tybetańczycy i ludzie Yi napadali i obrabowywali nas. Wtedy myśleliśmy, że mężczyźni są ważniejsi od kobiet, ponieważ to oni walczyli z napastnikami. To się od tamtego czasu jednak zmieniło, teraz mamy spokojne życie i żyjemy w pokoju, i teraz znowu kobiety są uważane za ważniejsze.

Iris: Czy ci spośród mężczyźn Moso, którzy stawali do walki jako obrońcy byli wybierani przez matkę?

Sonami Ama: Wtedy było tak, że Tybetańczycy raz w roku na nas napadali, również mężczyźni Yi często się pojawiali i napadali na ludzi, zabierali im dobytek. Kradziono głównie bydło, zawsze chodziło o kradzież bydła. Kobiety brały wtedy dzieci i szły albo do Gan mu w lasy, w góry, albo przepływały łódkami na wyspy na jeziorze Lugu. Nie zostawiały jednakże łódek na brzegu, lecz zabierały je z nadbrzeża dalej, żeby nie zostawiać śladów. Mężczyźni mogli bronić kobiet i dzieci. Lamowie mieli wtedy wojowników, którzy również brali na siebie obronę, a więc mężczyźni Moso, którzy byli wyznaczani z każdej rodziny – jeżeli taka miała męskich członków – pomagali lamom przy obronie kobiet i dzieci. Mężczyźni Moso nie utrzymywali stałego wojska, jedynie wtedy, kiedy dochodziło do napaści tworzyli spontanicznie grupę defensywną, zorganizowaną do obrony kobiet i dzieci.

Iris: Czy regularne odsyłanie jednego syna z rodziny do lamów nie było wtedy w zwyczaju?

Sonami Ama: Wysyłanie jednego syna z rodziny do lamów nie było twardą regułą. Jeżeli sytuacja ekonomiczna rodziny na to pozwalała, wtedy wysyłano przynajmniej jednego syna lamom. Żeby zostać dobrym lamą młodzi musieli jechać do Lhasy, by tam bezpośrednio studiować lamaizm. Tylko wtedy, gdy stamtąd wracają są uważani za dobrych lamów. Lamowie mieli dużo korzyści i wielu młodych ludzi chciało zostać lamami. Lamowie nie muszą płacić podatków i cieszą się wielkim prestiżem.

Iris (tłumacząc): W klasztorach lamów istnieje właściwie całe wojsko, ponieważ samoobrona jest częścią ich wykształcenia.

Heide: Czy widzi pani możliwość zachowania waszej tradycji kulturowej, na przykład w zwyczajach, pieśniach, strojach. Czy ta tradycja jest dzisiaj tak samo żywa jak kiedyś?

Sonami Ama: Tradycja ulega zmianie, na przykład w strojach. Pamiętam, że wcześniej na ubraniach nie robiło się lamówek i że nie było wolno nosić kołnierzyków przy żakietach. Materiał, z którego szyte było ubranie był bardzo sztywny. Ocierał skórę i był niemiły w noszeniu. Jeżeli uparłyśmy się przy noszeniu lamówek i kołnierzyków, to musiałyśmy iść z nalewką i przysmakami do domu wójta, musiałyśmy się przed nim pokłonić i złożyć przeprosiny, w ten sposób: „Nie wykazałam respektu i przekroczyłam prawo”. Teraz jesteśmy bardzo zadowolone, że możemy nosić to, na co mamy ochotę.

Heide: Czy młode kobiety wolą współczesne ubranie, czy noszą chętnie ludowe stroje? Kiedy się starzeją noszą tradycyjny strój czy zachodnie ubranie?

Sonami Ama: Ogólnie jest tak, że kobiety bardzo lubią swój tradycyjny strój. W związku z tym, że młode kobiety bardzo ciężko pracują na polu, wolą wtedy nosić zachodnie ubranie i to dlatego, że na narodowy strój Moso wychodzi dużo materiału i nie jest wygodnie w nim pracować. Kiedy kobieta ma dwoje lub troje dzieci, wtedy zaczyna coraz częściej nosić tradycyjny strój. Gdyby tego nie robiła, ludzie pomyśleliby, że coś z nią jest nie tak. Bardzo kochamy nasze ubrania, nawet jeżeli noszenie ich jest związane z pewnym społecznym naciskiem. Każda kobieta ma takie ubranie w domu i bardzo je lubi.

Iris: Co oznacza wyrażenie: „że coś z nią nie tak”?

Sonami Ama: Kiedy jesteś kobietą Moso, wtedy powinnaś nosić spódnicę, strój ludowy. W innym wypadku znaczyłoby to, że nie jesteś Mosoanką, że nie kochasz własnego narodu.

Heide: Wcześniej kobiety pracowały w tych strojach na polu. Czy rzeczywiście niewygoda ubrań jest jedynym powodem zmiany?

Sonami Ama: No tak, młodzi ludzie są ciekawscy, wypróbowują zachodnie ubranie, myślą, że lepiej jest nosić zachodnie stroje. Jednak kiedy się starzeją, wtedy to się zmienia, wtedy uważają, że ich tradycyjne ubranie jest jednak o wiele piękniejsze, pomimo że ciągle takie samo.

Heide: Słyszałyśmy w Lijiang od kobiet Naxi, że porody odbywają się głównie w szpitalach. Chciałyśmy się dowiedzieć, czy u Moso kobiety rodzą jeszcze w domu i czy zachowują przy narodzinach stare tradycje i rytuały?

Sonami Ama: Pamiętam, że jak byłam dzieckiem to w domach znajdowało się specjalne pomieszczenie, w którym odbywały się połogi. Teraz domy już nie mają tego specjalnego pokoju i chociaż kobiety ciągle jeszcze rodzą w domu, mogą do tego celu używać wszystkich pomieszczeń. Jak byłam mała wszystkie kobiety rodziły w domu, bo nie mogły sobie pozwolić na szpital. Obecnie niektóre kobiety idą na poród do szpitala, ale większość kobiet rodzi tak jak dawniej, w domu.

Nahema: Czy Moso mają położne?

Sonami Ama: Przeważnie pomaga matka. Mężczyznom nie wolno być przy porodzie. Niekoniecznie zresztą pomocą służy matka, może to być również siostra bądź ciotka. Przy porodzie nie ma żadnych pieśni ani tańców, ani przedtem, ani w jego trakcie, ponieważ wierzymy, że poród jest dla kobiety zarówno szczęśliwym momentem, jak i doświadczeniem ciężkiej pracy. Kiedy podczas narodzin zdarzają się komplikacje, wtedy matka przychodzi do tego paleniska, modli się do bogini ognia i składa daniny, żeby wyprosić błogosławieństwo dla córki, modli się również do przodkiń, żeby pobłogosławiły poród córki.

Iris: Nie całkiem rozumiemy. Nie ma żadnej uroczystości związanej z narodzinami?

Sonami Ama: Tańce i śpiewy nie są potrzebne, żeby pokazać, że rodzina cieszy się z narodzin. Jest tak, że wszyscy sąsiedzi się schodzą, przynoszą jajka albo naturalny cukier czy jakieś słodycze i życzą matce oraz dziecku szczęścia. Potem rodzina, w której miał miejsce poród organizuje małą uroczystość. Oczywiście zawsze jest to związane z gotowaniem dobrego jedzenia.

Iris (tłumaczy): Prezenty z żywności są dominujące, ponieważ bieda i głód dały się tu ludziom we znaki.

Heide: Czy dla młodych kobiet czczenie bogini ognia i przodkiń znaczy to samo, co dla starszej generacji? Czy nadal regularnie przynoszą im daniny?

Sonami Ama: Każdego dnia, trzy razy przed posiłkami przynosi się bogini ognia i przodkiniom jedzenie, i w ten sposób oddaje im cześć, przy tym przeważnie cała rodzina zgromadzona przy ogniu odmawia modlitwę. Tego oczywiście się nie robi, kiedy wszyscy pracują poza domem. Głowa rodziny nie musi być koniecznie tą, która odprawia ceremonię, może to być osoba, która pierwsza rano wstaje, również młode kobiety.

Heide: Sonami Ama, dziękujemy pani za tę rozmowę, za gościnność i za poświęcony nam czas.

Sonami Ama: Przyjechałyście z tak daleka, gdybym nawet chciała was wcześniej zaprosić, to bym nie mogła, tak daleko jest wasz dom, wasza matkowizna. Cieszę się, że byłyście tutaj.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s