Przeklęte Dusze

Kraina dusz

Za ostatnią osadą z kamieniem kultowym i kapliczką białej Marii rozciąga się pusta, dzika, tajemnicza dolina, prowadząca do Długiego Lodowca. Po drodze można odkryć jeszcze inne kamienie miseczkowe. Przed lodowcem znajduje się miejsce zwane Aanen wraz z jeziorkiem o tym samym imieniu. W poprzednim blogu mówiłam o legendzie białej Anny, twórczyni lodowca i pani okolicy. To imię nie zostało użyte przypadkowo, to jedno z najstarszych i najbardziej rozpowszechnionych pra-indoeuropejskich imion.

Heide Göttner-Abendroth pisze o nim następująco: „to słowo występuje jako „Ana“, albo z nagłosem jako „D‘ana“, „D‘anu“. „Ana“ względnie „Dana“ oznacza pierwotną, twórczą Matkę Ziemi i Wody. Pierwotni mieszkańcy Grecji Pelazgowie nazywali siebie „Danajowie“, Fenicjanie nosili imię „Danaici“. W mitycznych czasach przywędrowało do Irlandii plemię Dany, Túatha Dé Danann. Bogini Anie, albo Danie była oddawana cześć w całej Europie, była również czczona w kulturach całego obszaru śródziemnomorskiego oraz Bliskiego Wschodu (Zach. Azji). „Ana“ albo „Anna“ oznacza „pramatka”, jak imiona bogiń „In-Anny“ z Sumeru, czy „Anahity“ z Persji, „Diktyanny“ i „Danae“ na Krecie. Również biblijna matka Marii z Palestyny nosiła imię „Anna““. (HGA, Berggöttinen der Alpen, str. 456). To jedynie skromny zarys tej niezwykłej etymologii.

Imię pramatki jest obecne również w krajobrazie, w Irlandii góry są piersiami Danu, mamy Dunaj czyli Dana-aue, szwajcarska Engadyna (En-gadin) to ogród Anny, nazwa rzeki Inn pochodzi również od En/An. (Mój sąsiad pochodzący z Gryzonii, zawsze mnie wita „cześć An!). Anna króluje również w bretońskim pejzażu kultowym. W niemieckim imię Anny, pramatki, jest związane z Ahnen – przodkami. „Ahnin“ to przodkini.

Tym samym krajem pramatki z Lötschental jest lodowiec oraz tajemnicze jezioro. Legendy z okolicy opowiadają o „złotym wieku“, kiedy na miejscu lodowca zieleniła się trawa i rosły sady. Teraz szczodra matka, Biała Krowa, karmi ludzi swoim mlekiem, wodą z lodowca.

Nieszczęsne dusze

Sagi z alpejskich krain opowiadają o jeziorach lodowcowych, w których przebywają dusze zmarłych, tzw. „biedne dusze“, „Arme Seelen“. Podobnie jest z Aanen See w kraju Anny. Jedna z sag z doliny Lonzy przedstawia go wyjątkowo ponuro. W jego lodowatych głębinach cierpią i zawodzą dusze, pokutujące za hulaszcze życie, za tańce, za „uwodzące spojrzenia“. To dusze chłopców i dziewczyn lubiących się bawić. Teraz wylewają łzy, z których to jeziorko powstało. (Ciekawe co było zanim nieszczęśnicy zostali tam uwięzieni? Nie było jeziorka?) Czasami, w nocy, głównie w zimie, wylatują z wody w białych szatach, lecą nad graniami, kołują nad domostwami, zaglądają do domów.

Lubią szczególnie wchodzić do chat, w których odbywają się wesołe biesiady. Wtedy w ciepłych izbach, przy suto zastawionych stołach, gdzie rozbrzmiewa muzyka i odbywają się skoczne tańce nagle robi się przerażająco zimno. Wieje lodowaty wiatr. Biesiadnicy zamierają. Dusze wracają, jedna za drugą do jeziora, jak w korowodzie potępionych, roniąc po drodze łzy, żałując za grzechy. Ich łzy zamieniają się w kryształy i rankiem błyszczą na śniegu jak diamenty. W tych wietrznych, zimowych nocach ludzie w dolinie zamykają drzwi, nie zapalają światła i modlą się o wybawienie dla nieszczęśników. Oczywiście klerycy chętnie wspomagają modlitwami za odpowiednią opłatą.

Wiele sag z okolicy opowiada o tzw. „Gratzug“, procesji na graniach. Jest to pochód zmarłych dusz, które wybierają się na wędrówkę z jeziora lodowca Aanen i idą, względnie lecą, w prostej linii po grzbietach górskich. Czasami widać ich sylwetki na wierzchołkach, ich białe szaty powiewają na wietrze. Nie można stanąć na ich drodze, nie można im w tym marszu przeszkodzić, bo można zostać zostać przez nie porwanym i dołączyć do nich. Czasem udaje się w ostatnim momencie jeszcze wyrwać ofiarę z pochodu dusz. Jeden ojciec uratował w ten sposób swoje dziecko. Jeżeli żyjący zobaczy siebie w owej procesji umrze za kilka dni. Korowód potępionych często przechodzi przez domy, lubią zbliżać się do paleniska. Dusze wracają z powrotem do jeziora dokładnie tą samą drogą. Zachowanie dusz jest niejednoznaczne i zdradza ich wielką potęgę. To nie biedne, bezradne duszyczki. Potrafią ludzi okrutnie karać, ale również nagradzać za dobre uczynki. To nie są „Arme Seelen“/“Biedne dusze“, ale „Ahnen Seelen“, dusze przodkiń i przodków.

Jezioro Aanen, tu jęczą w głębinach nieszczęsne dusze

Przodkom oddawano cześć od czasów neolitu, są trwałym elementem wiary i obrzędowości społeczeństw matriarchalnych. To ich dusze przebywają w królestwie Bogini, w jej łonie, czyli jeziorze, kamieniu czy źródle i czekają na ponowne narodziny. Chrześcijańska propaganda zamieniła ich w pokutujących za grzechy. Nic bardziej błędnego, orgiastyczne obrzędy, tańce, śpiewy były nierozerwalnie związane z kultem Bogiń od prawieków. Nie przychodzą do ognia czy palenisk, jak to naiwnie tłumaczy się w legendach, żeby ogrzać się ich ciepłem. Ogniska, paleniska i piece to były święte miejsca przodków. To było centrum życia rodzinnego, najważniejsze miejsce. Do dzisiaj w wielu kulturach wrzuca się do ognia daniny dla przodków, względnie dla bogini ognia. W kulturach matriarchalnych dusze przodków były wszechobecne, należało je ugościć, nakarmić. Zwyczaj zostawiania chleba, sera, czy mleka dla zmarłych, zachował się jeszcze do niedawna w alpejskich wioskach. Czasami gospodynie nie tylko zostawiały drzwi otwarte z frontu i tyłu domu, aby dusze mogły swobodnie przejść, ale miały specjalny pojemnik z jedzeniem tylko dla nich. Jeżeli zapomniały do niego włożyć daninę, zdarzało się, że z pustego pojemnika rozlegało sie pukanie.

H.G.A. porównuje te pochody dusz z mityczną tradycją tzw. „Dzikich Polowań“, znanych z Niemiec, kiedy pani Holle, bogini Percht czy dzika Urschel z Thüringen wyprawiają się ze szczytów górskich, z całą hordą przodków i wielkim hałasem na ziemię. Ich konduktowi towarzyszą zamiecie i huragany. Przeważnie szaleją cyklicznie, wtedy gdy otwierają się wrota między Tym i Innym Światem, w końcu jesieni, albo w czasie tych magicznych „ciemnych, brudnych“ dwunastu dni („Dwunastu“ czyli „Die Rauhnächte“) w okresie zimowego przesilenia, od Bożego Narodzenia do Trzech Króli, oraz na wiosnę.

Tschäggettä

Lubię to słowo „Czegete“, brzmi jak dźwięk kastanietów. Na każdym kroku w Lötschental widzi się te maski, na ścianach domów, na karcie menu w restauracji, w restauracjach na ścianach…Nie, w restauracjach już nie. Turyści kradli. Coraz więcej turystów przyjeżdża, żeby obejrzeć ten niezwykły spektakl. Przyniosłam z biblioteki uniwersyteckiej ogromną księgę o Czegete. Jej podtytuł – „Pozostaną tajemnicą“. W okresie karnawału, od 3 lutego wyłażą te potwory na zasypane śniegiem uliczki i gnębią mieszkańców. Maski, zwane przez Szwajcarów również „Larven“ (Larwy) są wyrzeźbione w drewnie limby i muszą być szkaradne, odrażające, potworne. W książce wypowiadają się eksperci, każdy z inną, zadziwiającą teorią. Niektórzy starsi specjaliści twierdzą, że pochody Czegete to stosunkowo późny wynalazek, niektórzy wyrażają zniesmaczenie tymi prymitywnymi, pogańskimi rytuałami. Autorzy wydają się zapominać, że tradycja potworów, straszących ludzi, głównie w okresie karnawału, jest wspólna dla całej Europy. Wystarczy wspomnieć o Mamutonach z Sardynii, którzy wyglądają dokładnie tak samo jak Czegete. Ubrani w skóry baranie czy kozie, obwieszeni krowimi dzwonkami, z potwornymi maskami. Czegete z doliny Lonzy zakładają na plecy worki ze słomą, pod skóry zwierzęce, co zniekształca ich sylwetki, zmienia w wielkie maszkary.

Przemarsz Czegete przez wioski to replika pochodu dusz przodków. Chodzą od domu do domu i domagają się danin. Ugoszczenie ich to również gwarancja dobrobytu doliny, dzięki im zazielenią się łąki, owce, kozy i krowy bedą się rozmnażać. Są brutalni, są inni, muszą być inni bo pochodzą z Innego Świata. Tego niezrozumiałego Innego Świata, czasami porywają dziecko i trzeba je wykupić. Ich ataki na dziewczyny to nie rozpasanie seksualne, dusze z Innego Świata chcą narodzić się ponownie. A do tego potrzebują młodych kobiet. Kontaktu z nimi, przez obsmarowanie sadzą, przez obrzucenie śniegiem. Ich pierwotna nazwa to Roischtschäggetta. Wielu specjalistów wskazuje na celtyckie słowo Rèiteach (wymawiane Rejczach), które w Szkocji i na Hebrydach oznacza „wieczór kawalerski“. Możliwe, że właśnie nazwa masek w dolinie Lonzy ma pochodzenie celtyckie.

Inną ciekawą wskazówką jest popularna nazwa masek w szwajcarskich karnawałach, Larven. Larwy. Pochodzi zdecydowanie od łacińskich Lares „Larów“, duchów domu, którym się ofiarowywało daniny. Podobno złymi duchami były „larvae“.

Szkoda, że Czegete stały się atrakcją turystyczną, dobrze, że dzisiaj również kobiety i dzieci stają się Czegete. Większość ludzi biorących udział w tym spektaklu nie ma, niestety, zielonego pojęcia o symbolice tego rytuału.

Ja się zachwyciłam dodatkowym, niezamierzonym symbolem w tej przedziwnej dolinie mitów. Na łąkach pasą się krowy, czarne z białym pasem w talii (jeżeli, można mówić w ogóle o talii u krów), rasa Galloway. Również tam można spotkać przedziwne kozy, charakterystyczne dla tej doliny, połowa ciała, łeb i pół tułowia jest czarna a reszta biała. Zbieg okoliczności, ale jednak pięknie pasuje do tradycji tej doliny, królestwa tej Białej i Czarnej. Bogini narodzin i śmierci.

koza

Koza z Valais

drogadoaanen

Droga do Annen o poranku

 

 

 

 

 

Informacje o vouivrenoire

Born in Warsaw, studied English Philology in Lublin (Poland). Moved to Zurich in 1976, studied at Zurich University (Journalism, Slavic Philology, English Literature). Married, two daughters, two granddaughters.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Przeklęte Dusze

  1. jolaz pisze:

    W Polskim folklorze też było coś podobnego.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz